Literacka reprezentacja futbolu

Literacka reprezentacja futbolu

Autor: Agnieszka Warnke

A gdyby tak zamiast piłkarzy na boisko wybiegli mistrzowie pióra? Kto powinien zagrać w obronie, a kto stanowiłby o sile polskiej ofensywy? Powołaliśmy jedenastkę wszech czasów pisarzy, których łączy literacki talent i pasja do futbolu.

Reprezentacja polskich pisarzy gra w ustawieniu: 1-4-4-2. 

Bramkarz

Marek Bieńczyk, fot. K. Zuczkowski/Forum

Profil zawodnika: Marek Bieńczyk, rocznik ’56, wytrawny prozaik, domniemany melancholik. Pozycja na literackim boisku: eseista. Bezbłędnie czyta grę przeciwnika, czego dowodem są znakomite przekłady Kundery, Barthes’a czy Prousta. Dzieciństwo spędził na kopaniu piłki i czytaniu – do dziś w swojej twórczości łączy wysokie z niskim.

Tak też jest w „Książce twarzy”, w której odsłania swoje sportowe oblicze:

I stanie na bramce, i bieganie w nieokreślonym miejscu między obroną a atakiem […] wyrażało dokładnie mój charakter.

Śledząc papierowy profil Bieńczyka (facebookowego nie posiada), możemy przejrzeć jego osobiste wpisy, komentarze, historię podróży, portrety znajomych. W zakładce „Sportiva” autor udostępnia czytelnikom wspomnienia z dzieciństwa, i to te najbardziej intymne, dotyczące relacji z ojcem. On był jego pierwszym trenerem. Bieńczyk junior stawał na bramce, Bieńczyk senior strzelał gole. Nagrodą za niedzielne wypracowanie był bilet na mecz. Wspólne kibicowanie stało się rytuałem, którego nie naruszył nawet upływający czas. „Sport łączył nas bardziej niż wszystko” – przyznaje z dumą wymieszaną z żalem, gdyż była to ich najtrwalsza, ale i ostatnia płaszczyzna porozumienia. To czułe i szczere pożegnanie z ojcem jest jednym z najpiękniejszych w literaturze podziękowań, jakie kibic może złożyć zawodnikowi schodzącemu do szatni przed końcowym gwizdkiem.

Bieńczyk bramkarz pamięta dotyk gumowej piłki przywiezionej przez ojca z Turynu, gdzie gra Juventus, i piekący ból dłoni broniących rzutów karnych. Bieńczyk literat lubi uderzać w melancholijne tony. Zazwyczaj nieco ukryty, z dystansu, lecz z uwagą przygląda się rzeczywistości, prowadząc intertekstualną rozgrywkę. Łatwo nawiązuje dialog z czytelnikiem, często ucieka w dygresje, egzystencjalne rozważania puentuje ironią. Podobnie na boisku: za swoje popisowe zagranie uważa wybicie piłki z linii bramkowej w ostatniej chwili.

Rozpoczyna Bieńczyk, podanie do Wierzyńskiego.

Obrońcy

Kazimierz Wierzyński, source: NAC
Kazimierz Wierzyński, 1928, fot. www.audiovis.nac.gov.pl (NAC)

Profil: Kazimierz Wierzyński, wiek XIX, zdeklarowany skamandryta. Pozycja: wieloletni redaktor naczelny „Przeglądu Sportowego”. Złoty medalista IX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie w konkursie literackim za tom poezji „Laur olimpijski”.

Futbol jest rodzajem „natchnionej poezji, układającej się w kunsztowne rymy na tle zielonej murawy”. Przynajmniej tak twierdził Pier Paolo Pasolini. Wierzyński również rymuje, nawet regularnie, chociaż używa raczej środków niskich lotów. Mimo to nie można mu odmówić patosu sięgającego „szczytu Pirenejów”, o który to opiera się bohater wiersza „Match footballowy”. Poeta rozgrywa mecz w sześciu strofach, z wersu na wers rośnie jego ranga. Murawę zastępuje arena „największego Colosseum świata”, piłkarze – a właściwie jeden bramkarz – stają się gladiatorami, zaś miliony kibiców wstrzymują oddech, by zapłonąć „niczym aureola” po udanej akcji.

Odrzuciwszy jednak interpretacyjną warstwę ironii, czytelnik dostrzeże w tym utworze inne sensy: antyczne wzorce współzawodnictwa, zjednoczoną publiczność, brak granic fizycznych i kulturowych. Wierzyński w meczu piłki nożnej widział widowisko (Eco twierdził, że odciągają one uwagę społeczeństwa od spraw zasadniczych), a także wielką pasję i przede wszystkim tego oczekiwał od zespołu dziennikarzy, którym kierował: prawdziwych emocji.

Wierzyński do Peipera.

peiper_1931_swiatowid.jpg
Tadeusz Peiper, rep. za „Światowid”, 1931, fot. Muzeum Narodowe w Warszawie

Profil: Tadeusz Peiper, trochę z innej epoki. Pozycja: papież awangardy. Specjalista układu rozkwitania. Przez Jerzego Kwiatkowskiego zwany „sportowcem poezji” i „szachistą słowa”.

W „Footballu” z tomu „Żywe linie” Peiper dał się poznać jako zwolennik nieskończonej liczby kombinacji słów z powtórzeniami. Oparty na serii peryfraz zapis lotu piłki został spowolniony przez wyszukaną metaforę. Futbolówka unosi się i opada niczym ptak, który „rozpinał łuk szeroko wykreślony biodrem najpiękniejszej kobiety”, „na szczycie umiałby być zdaniem z wiśni”, by w końcowej fazie chłostać „niebo jak gniewna kreska”. Forma naśladuje treść: poeta użył przerzutni, kształt opisywanego przedmiotu podkreślił klamrą kompozycyjną utworu. Tym samym zastosował swój program poetycki w praktyce. Pauza kończąca wiersz zdaje się sugerować, że piłka nadal jest w grze.

Peiper mocnym przerzutem przenosi grę na prawą stronę, piłka odbija się od przeciwnika, piłka poza boiskiem. Z autu wrzuca Rokita. 

Profil: Zbigniew Rokita, najmłodszy w reprezentacji polskich pisarzy, debiutant (jeśli chodzi o występy indywidualne). Pozycja: strażnik faktów. Zawodowo obserwuje Europę Środkowo-Wschodnią. Prywatnie kibicuje śląskim klubom.

Na literacko-piłkarską murawę Rokita wbiegł z impetem 28 marca 2018 roku. Tego dnia w mediach ukazała się informacja o rychłym spadku reprezentacji Polski z 6. na 10. miejsce w rankingu FIFA (w ostatnim notowaniu przed mundialem awansowaliśmy na 8. lokatę), a w księgarniach pojawiła się książka „Królowie strzelców”. Reporter prezentuje w niej wysoką formę niezwykle ważną z punktu widzenia uprawianego gatunku. Trzyma się wcześniej ustalonej taktyki, mimo że emocje, jakie wzbudzają piłka nożna (i nie tylko) oraz polityka, sięgają zenitu. Przegląd pola zaczyna od Imperium Rosyjskiego i początków futbolu, gdy ten postrzegany był jako cyrk, po czym gładko przechodzi do współczesności. Stawia trafne diagnozy w politycznej grze, która rzuca światło na aktualną kondycję Europy Wschodniej.

Rokita pisze też niejako z autu, spoza głównego nurtu, gdy przybliża historie drużyn biorących udział w mistrzostwach świata reprezentacji nieuznanych przez FIFA: Romów, Lapończyków, Górskiego Karabachu czy Abchazji i Pendżabu – uczestników finałowego starcia. Przy okazji udowadnia, że wartość zawodnika mierzy się sercem włożonym w grę, a nie stanem bankowego konta. W jego opowieści ciekawie przedstawiają się losy założycieli Spartaka Moskwy. Bracia Starostinowie w posągowych pozach strzegą dziś stadionu, na którym Polska zmierzy się z Senegalem podczas rosyjskiego mundialu.

Piłkę przejmuje Podsiadło.

Jacek Podsiadło, photo: Bartek Krupa / East News 
Jacek Podsiadło, fot. Bartek Krupa / East News

Profil: Jacek Podsiadło, tworzy dla czytelników w każdym wieku. Pozycja: dowolna – do wszystkich podchodzi sceptycznie. Przyznaje, że futbol może być równie ważny jak „kosmologia, eschatologia czy osteoporoza”.

Podsiadło preferuje grę w obronie z nastawieniem na kontry. Zaczynając od frazy: „A mój syn…”, relacjonował w felietonach m.in. mecze piłki nożnej rozgrywane z potomkiem. Zdarzało mu się krytykować, a nawet parodiować język komentatorów sportowych, co radiowcowi przychodziło z łatwością. Jego wiersze nierzadko mówią o piłkarskich emocjach, chociaż uparcie twierdzi, że te go nie dotyczą. Kojarzy nawet sam akt tworzenia z tym, co dzieje się na boisku:

tamci dryblują

a ja pieczołowicie sklejam wers do wersu.

Fleksje, rytmy, dokładne przerzuty, woleje.

Jego fascynacja sportem przejawia się w pełni w powieści dla młodzieży „Czerwona kartka dla Sprężyny”, której bohaterowie i wydarzenia przypominają „Do przerwy 0:1” Adama Bahdaja. Czyżby literacki rewanż? U Podsiadły szkółka piłkarska staje się szkołą życia: są zwycięstwa i porażki, rywalizacja i przyjaźń, pot, łzy i marzenia. Książka napisana z fantazją, komentatorskim zacięciem, znajomością futbolowego slangu, ale i dydaktyzmem.

Podanie do Dygata.  

Pomocnicy

dygat_stanislaw_forum.jpg
Stanisław Dygat, Warszawa, 1962, fot. Janusz Sobolewski / Forum

Profil: Stanisław Dygat, „chłopiec z boiska” (określenie Kaliny Jędrusik, żony). Pozycja: polemista. Zwany też „księciem warszawskim”. Gdyby nie bariera językowa, prawdopodobnie zostałby lewym łącznikiem chilijskiej drużyny futbolowej.

Wspólnie z Holoubkiem i Konwickim godzinami przesiadywał w warszawskich lokalach, rozprawiając o piłce nożnej. Wszyscy trzej regularnie chodzili na mecze, a upust sportowym emocjom dali na łamach „Literatury”, gdzie w cyklu „Mniejsza o medale” komentowali mundial ’74. Konwicki wspominał przypadkowe spotkanie z Dygatem, gdy ten „z angielska wytworny, wypomadowany i wyjardlejony” zmierzał gdzieś z „tajemniczym bukiecikiem”. Niejeden piłkarz pozazdrościłby mu eleganckiego stylu – również językowego.

Dygat rozmyślał o futbolu nawet przy goleniu. Chociaż zarzekał się, że jest amatorem („z tego, co na przykład dzieje się na boiskach piłkarskich, rozumiem najwyżej jedną czwartą”), z dyscypliny tej uczynił stały fragment gry z czytelnikiem swoich felietonów. W „Kołonotatniku” sytuuje piłkę między komedią dell’arte a happeningiem. Istotne są dla niego zasady fair play zarówno w życiu, jak i na boisku. Z czasem zaczął dostrzegać też ciemną stronę sportu: brutalnych graczy i kapryśnych kibiców. Podobno zaliczał się do tych ostatnich.

Podanie do Konwickiego.

tadeusz_konwicki_ag_portret_81.jpg
Tadeusz Konwicki, 1982, Warszawa, fot. Tadeusz Rolke / AG

Profil: Tadeusz Konwicki, w diagnozach bezterminowy. Pozycja: intelektualista. Posiada duże doświadczenie w dryblingu z cenzurą PRL. Mówił, że sport był treścią jego dzieciństwa i młodości.

Mecz jest zminiaturyzowaną historią ludzkości

– pisał w „Kalendarzu i klepsydrze”, w którym żonglował gatunkami. Książka ukazała się w roku wywalczenia przez polskich piłkarzy olimpijskiego srebra w Montrealu. Konwicki wielokrotnie wracał w niej myślami do rozgrywek sportowych. Przyznawał, że mistrzostwa świata są dla niego tym, czym festiwal w Cannes dla Andrzeja Wajdy (5 lat później reżyser otrzymał Złotą Palmę). Potrafił też trzeźwo spojrzeć na kondycję polskiego sportu. Ten z kolei był znakomitym pretekstem do komentowania rzeczywistości, m.in. w cyklu felietonów „Z miejsc stojących” ukazujących się w „Nowej Kulturze”. W rozmowach z Dygatem i Holoubkiem mundial posłużył mu do analizy charakteru narodowego Polaków. Praktycznie każdy przejaw jego literackiego talentu nadaje się na intelektualną rozgrzewkę przedmeczową.

Konwicki do Dygata, ten do Konwickiego – oni tak mogą w nieskończoność – z lewej strony przyspiesza Boy, podanie do niego.

boy_6295242.jpg
Tadeusz Boy- Żeleński, fot. Danuta Łomaczewska/East News

Profil: Tadeusz Boy-Żeleński, mimo słusznego wieku nie planuje przejść do reprezentacji oldbojów. Pozycja: poeta satyryk. Jego prześmiewczy „Kuplet footbalisty”, traktujący o meczu piłkarskim Cracovii z węgierskim klubem, niektórzy odczytują jako nobilitację krakowskiej drużyny.

Gdy w sezonie 1911/1912 odbyła się premiera utworu Boya-Żeleńskiego, nikt nie przypuszczał, że dekadę później reprezentacja Polski w piłce nożnej rozegra swoje pierwsze oficjalne spotkanie właśnie z kadrą Węgier (w jedenastce znalazło się siedmiu zawodników Cracovii, „Przegląd Sportowy” pisał o sukcesie polskiego sportu mimo porażki 0:1). Zgodnie z zaleceniami autora „Kuplet” odśpiewano podczas „Szopki krakowskiej” na melodię kolędy „Przybieżeli do Betlejem”. Wydaje się, że Boy poczuł adrenalinę i włączył system turbo, bo akcja rozwija się błyskawicznie. Sam tekst jest rewersem zasad fair-play. Piętnuje pełne agresji futbolowe potyczki, często przenoszone poza murawę. Dostaje się nie tyle samym piłkarzom, ile kibicom:

Już z napadu dwóch zaryto nos w błocie,

Już zrobiono cztery dziury we płocie.

Patrząc dzisiaj na niektóre mecze ligowe, niewiele się zmieniło.

Dośrodkowanie, Kuczok.

Profil: Wojciech Kuczok, ur. w 1972 na Śląsku, kibic Ruchu Chorzów. Pozycja: aktywny autor felietonów sportowych. Jako jedynak opanował do perfekcji sztukę gry z samym sobą. Uważa, że gdybyśmy w 1982 roku „zostali mistrzami świata, komuna musiałaby upaść z wrażenia”.

Jeśli chcesz wiedzieć, co w sporcie piszczy, zajrzyj do Kuczoka. Autor „Gnoju” zażarcie śledzi zmagania piłkarzy i na bieżąco zdaje relacje w prasie. Zanim zaczął pisać, grał. W „Spiskach. Przygodach tatrzańskich” wspomina mundialowe szaleństwo w Hiszpanii (Polska zajęła III miejsce), tworząc osobistą „Historię futbolu tatrzańskiego”. Przebywający na wakacjach dziesięciolatek wcielił się w podwójną rolę: wiernego kibica zasiadającego przed telewizorem oraz trenera miejscowej młodzieży. Niestety, z marnym wynikiem: towarzyski mecz między Bukowiną Tatrzańską a Białką przerodził się w regularną bitwę. Zderzenie śląskiej i góralskiej mentalności w rezultacie przyniosło dość zgrabną satyrę na polskość.

Szybka wymiana podań między Kuczokiem a Pilchem.

Napastnicy

Jerzy Pilch, 2014, fot. Andrzej Georgiew/Forum

Profil: Jerzy Pilch, ur. w 1952 roku w Wiśle, kibic Cracovii. Pozycja: pisarz ofensywny, leworęczny (podobno w dzieciństwie utracił tę cechę bezpowrotnie). Łączy precyzję podania długich fraz z fantazją ironisty. Trzepot siatki po strzelonym golu był dla niego „równie ekscytujący, jak szelest stron tajemniczej powieści”.

Dla Pilcha piłka nożna jest formą terapii (przestał być miejscowym „ofermą w okularach”, gdy dostał węgierską futbolówkę), jednostką czasu (mierzonego od mundialu do mundialu), doznaniem erotycznym, metaforą wojny, wreszcie zgrabną alegorią opisującą przywary polskiego społeczeństwa. Sportowy wątek pojawił się na przykład w końcowym monologu „Nart Ojca Świętego”. Tekst dramatu powstał na zamówienie Teatru Narodowego, premiera sztuki w reżyserii Piotra Cieplaka odbyła się w listopadzie 2004 r. Pilch stworzył humorystyczny i przerysowany obraz prowincji, której mieszkańcy oczekują przyjazdu papieża. W finałowej scenie „ekstatyczny fanatyk futbolu” Profesor Chmielowski zrelacjonował przebieg piłkarskiego turnieju: Wojtyła kontra reszta świata. Najwięcej emocji wzbudził mecz z ZSRR (podobnie było u Bieńczyka i u Kuczoka). Sam wybór Polaka na Stolicę Piotrową przyrównał do zwycięstwa na mundialu. Jednak po wszystkim lekcja heroizmu zapada w niepamięć i znów triumfuje ignorancja i pospolitość.

Pilch nie decyduje się na oddanie strzału, podanie do Kapuścińskiego.

Ryszard Kapuściński, Warszawa, maj 1981, fot. Krzysztof Wójcik / Forum

Profil: Ryszard Kapuściński, weteran. Pozycja: cesarz reportażu, kapitan drużyny literatów. W młodości marzył o grze w reprezentacji Polski na pozycji bramkarza. W swojej pracowni przechowywał wycinki z gazet na interesujące go tematy, m.in.: Śląsk, ubóstwo, mózg, postmodernizm, futbol.

Kapuściński rozpoczął piłkarską karierę w szkolnej reprezentacji, później grał w drużynie juniorów Legii. Jego wiersze – nie najlepsze, jak sam podkreślił – utorowały mu drogę do dziennikarstwa. I to był najlepszy transfer w historii polskiego reportażu.

100 godzin – tyle trwała krwawa batalia między Hondurasem a Salwadorem opisana w „Wojnie futbolowej”. Dwa niewielkie, sąsiadujące ze sobą kraje Ameryki Łacińskiej walczyły o przestrzeń do życia. Wystarczyła iskra, by konflikt wybuchł. Był nią mecz piłki nożnej. Kapuściński pokazuje cienką granicę między futbolem a polityką. Próbuje uchwycić emocje, samemu zachowując profesjonalizm (regularnie wysyła depesze do kraju). Jego mocną stroną jest nie tylko szybkość reakcji, lecz także umiejętność wyważonej oceny sytuacji. Nie przeszkadza mu to jednocześnie kierować się intuicją. Najpierw kreśli szeroką panoramę wydarzeń, by po chwili maksymalnie zbliżyć się do swojego bohatera. To właśnie losy jednostki, poprzez które można opowiedzieć świat, znajdują się na jego celowniku. Prawie zawsze trafia w sedno. Liczba jego nagród, tytułów i odznaczeń jest porównywalna z liczbą goli strzelonych przez Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski.

Kapuściński, nie ma spalonego, Kapuściński… Gol! Goool! Cytując klasyka: „Szkoda, że państwo tego nie widzą!”

Komentowała: Agnieszka Warnke

źródło:

https://culture.pl/pl/artykul/literacka-reprezentacja-futbolu?utm_source=getresponse&utm_medium=email&utm_campaign=29062018pl&utm_content=art3_title

db