Wywiad z poetką Danutą Zasada
Danuta Zasada urodziła się w Krakowie. Poetka, podróżniczka, eseistka, debiutowała w “Radarze”. Jest autorką tekstów podróżniczych do czasopism anglojęzycznych m.in. “Tashi Delek”, “Tourism & Widelife”. W latach 1991 – 1997 mieszkała w Madrycie, współpracowała z miesięcznikiem “Ciudad Escolar y Universitaria” prowadząc “Kącik poezji polskiej”. W latach 1999 – 2004 mieszkała w Indiach, gdzie pracowała jako Press Officer w Ambasadzie RP w New Delhi. Swoje wiersze publikowała w prasie nowojorskiej i polskich periodykach literackich. W Indiach wydała tomik poezji pt “Iberia” (2001). Drugi tomik poezji Danuty Zasady pt.” Pogański mistyk” ukazał się w 2005 we współpracy z Indyjsko- Polskim Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Kultury.
Wywiad:
Emilia Okuyama: Obecnie mieszka Pani w Japonii wraz z mężem pełniącym funkcję zastępcy Ambasadora RP. Jak długo tu Pani przebywa i jaka jest Pani funkcja w Ambasadzie?
Danuta Zasada: Przyjechałam do Japonii we wrześniu 2007 roku. W Ambasadzie pracuję na dwóch stanowiskach: kasjera i kancelisty.
E.O.: Jak to się stało, że trafiła Pani z mężem do Japonii? Czy zanim tu Pani przyjechała coś Panią łączyło z Japonią?
D.Z.: Nigdy nie przypuszczaliśmy, że przyjedziemy do Japonii. Oboje jesteśmy iberystami z wykształcenia, a nasza przygoda z Azją zaczęła się w Indiach, gdzie przebywaliśmy przez pięć lat na placówce w New Delhi. Daleki Wschód, to jakby niespodziewany dalszy ciąg tej przygody. O Japonii wiedziałam bardzo niewiele. Mój odległy w czasie i bardzo przelotny kontakt z Japonią nawiązałam po tym, jak w połowie lat 1990. powstało w Krakowie, niedaleko mojego rodzinnego domu Centrum Sztuki i Kultury Japońskiej Mangga. Budynek Centrum budził wtedy w Krakowie kontrowersje ze względu na swój niekonwencjonalny kształt fali. Odwiedziłam go, żeby zapoznać się z kolekcją eksponatów z Japonii Feliksa Jasińskiego. Drugim pamiętnym spotkaniem z elementami kultury japońskiej była dla mnie lektura wierszy haiku napisanych przez polskiego poetę Stanisława Grochowiaka. Czytałam też opowiadanie Tadeusza Nalepińskiego ”Tajfunek” w rozpadającym się ze starości zbiorku opowiadań pt. „Śpiewnik rozdarty”, znalezionym w bibliotece mojego dziadka. Później zetknęłam się z literaturą japońskiego noblisty Kenzaburo Oe, w którego twórczości odnalazłam wątki osobiste. Były to jednak pojedyncze, wyrwane z kontekstu tropy, toteż do Japonii jechałam, tak jak jadę do każdego nowego kraju: z entuzjazmem i pragnieniem poznania nieznanej mi jeszcze kultury.
E.O.: Tokio jest ponad 13 milionowym miastem – molochem. Jak się Pani dostosowała do życia tutaj?
D.Z.: Nie było to łatwe. Nie chodzi o skalę makro. To, czy miasto ma sześć, dziesięć czy trzynaście milionów mieszkańców nie czyni wielkiej różnicy. Dla kogoś, kto musi się przystosować ważniejsza jest, przynajmniej ja tak uważam, skala mikro – nasze najbliższe otoczenie. Dla mnie praca w małym pomieszczeniu, w otoczeniu wszechobecnych zapachów chemicznych była trudnym wyzwaniem. Chciałam uciekać. Uciekałam każdego weekendu poza Tokio. Poza morze wieżowców pod ciężkim ołowianym niebem. Takie były moje pierwsze wrażenia po przylocie do Tokio w czasie przejazdu z lotniska do ambasady – kamienna pustynia wieżowców, szare niebo i gdzieniegdzie wyspy zieleni, jak grzbiety olbrzymich dinozaurów.
E.O.: Jak to się stało, że z iberystki przerodziła się Pani w poetkę? Co Panią inspiruje?
D.Z.: Było to raczej na odwrót – poetką zapragnęłam być jeszcze zanim zamarzyła mi się iberystyka, w wieku jedenastu lat – do dzisiaj przechowuję zeszyt moich wierszy z tamtego okresu. Później, kiedy byłam nastolatką, poezja stała się dla mnie ucieczką przed nieautentycznością świata społecznego. Górnolotnie to brzmi, ale zauważyłam wtedy, że pośród wierszy i przyrody czuję się najbardziej „u siebie”. W czasie studiów zrozumiałam dlaczego tak było, dlaczego nie mogłam się odnaleźć w rzeczywistości, w jakiej przyszło mi się wychowywać. Studia iberystyczne były takim swoistym oknem na inny, pociągający świat. W Krakowie był to dopiero drugi rok po otwarciu iberystyki. Nie mieliśmy wielu polskich specjalistów w tej dziedzinie. Naszym wykładowcą był krakowski poeta Jan Zych, z którym już na pierwszym roku czytaliśmy w oryginale trudne teksty pisarzy latynoskich. Ćwiczenia praktyczne z języka hiszpańskiego mieliśmy z byłym pracownikiem telewizji chilijskiej – uchodźcą politycznym oraz boliwijskim naukowcem, który robił doktorat w Polsce. Wtedy chyba zrodziło się we mnie zaciekawienie dalekimi krajami, miejscami w których odnajduję różne poruszające mnie wątki. Moje dwa tomiki wyrastją z podobnego typu fascynacji. Tomik ”Iberia”, to niemal pamiętnik poetycki z miejsc, jakie zwiedziłam na Półwyspie Iberyjskim. ”Pogański mistyk” zawiera refleksje jakie rodziły się w różnych odwiedzanych przeze mnie miejscach na subkontynencie indyjskim.
E.O.: Przebywała Pani przez kilka lat w Hiszpanii i Indiach, co zaowocowało tomikami poezji. Czy Japonia także Panią inspiruje i możemy spodziewć się kolejnego tomiku?
D.Z.: Albert Einstein powiedział kiedyś: ” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł – jego wiernym sługą. Stworzyliśmy społeczeństwo, które czci sługę, a zapomniało o darze.” Tłumaczę sobie tą wypowiedź wielkiego fizyka w ten sposób – umysł intuicyjny to ten, który pracuje na falach alfa. Umysł racjonalny działa w oparciu o fale beta, które towarzyszą wysokiemu stopniowi koncentracji, stanowi gotowości do działania, wytężonej aktywności. Mam wrażenie, że w Japonii doświadczam przewagi fal beta nad falami alfa. To, co wiąże się z urbanizacją, konstrukcją architektoniczną, organizacją, porządkiem, dyscypliną konieczną by efektywnie poruszać sią w tłumie oddziałuje na mnie tak silnie, że ten drugi , swoisty stan umysłu konieczny do twórczości poetyckiej z trudem toruje sobie drogę do mojego mózgu. Dlatego niewiele tutaj powstało wierszy. Mam nadzieję, że po moim wyjeździe z Kraju Kwitnącej Wiśni powstanie ich więcej. Wątków domagających się poezji jest wiele, tkwią, gdzieś w podświadomości i myślę, że w końcu znajdą wyraz w słowie wiązanym.
E.O. : Czy zajmuje się Pani również tłumaczeniem poezji?
D.Z.: Od czasu do czasu – tak. Kiedy prowadziłam „Kącik poezji polskiej” w Madrycie, tłumaczyłam wiersze polskich poetów na język hiszpański. Ze wzruszeniem wspominam nawiązanie kontaktu z Wisławą Szymborską, którą prosiłam o zgodę na wydrukowanie jej wierszy w hiszpańskim piśmie. Tłumaczenie wierszy jest dla mnie niezwykłym relaksem. Nie potrafię tego racjonalnie uzasadnić, ale kiedy to robię odpoczywam psychicznie. Po trzęsieniu ziemi 11 marca 2011 w Tokio panowała bardzo przytłaczająca atmosfera, zarówno z powodu skali katastrofy w Tohoku, jak i w związku z niepewnością, co przyniesie awaria elektrowni atomowej w Fukushimie. Przyszły mi wtedy na myśl „Kwiaty zła” Charles’a Baudelaire’a. Zaczełam tłumaczyć z francuskiego te wiersze, gdyż ich mroczny klimat, przesycony złem, śmiercią, swoistego rodzaju surrealizmem – katastrofa przerosła wszelkie przewidywania – wpisywał się w mój ówczesny nastrój. Myślałam obrazami z Tohoku tworząc polskie wersje wierszy „Portret”, „Ciemności”, „Śmierć”. Te tłumaczenia są w jakimś stopniu świadectwem tego, co się stało. Świadectwem potraktowanym i przeżytym bardzo osobiście, takim, jakie moim zdaniem jest udziałem i szczególną zdolnością każdego poety.
E.O.: Czy mogłaby Pani powiedzieć coś na temat swoich ulubionych poetów?
D.Z.: Jeśli miałabym wskazać poetów, którzy stanowili dla mnie inspirację, na pierwszym miejscu wymieniłabym poetów polskich, których wiersze lubię i do których wracam do dzisiaj. Jeszcze w dzieciństwie czytałam „Ballady” Adama Mickiewicza, nieco później zachwycałam się „Sonetami krymskimi” i „Lirykami lozańskimi” tegoż poety. Uwielbiałam utwory Cypriana Kamila Norwida – „Bema pamięci żałobny rapsod” zaśpiewany przez Czesława Niemena zrobił na mnie ogromne wrażenie. Stanisław Grochowiak i jego świat poetycki, bardzo konkretny, daleki od łatwego piękna na pewnym etapie mojej drogi poetyckiej był dla mnie wielką inspiracją. Dzięki Grochowiakowi bliska stała mi się japońska forma poetycka – haiku. „Szumy, zlepy, ciągi” Mirona Białoszewskiego, w momencie, gdy przeniosłam się z Krakowa do Warszawy stały się towarzyszącą mi na co dzień poetycką interpretacją mikroświata bloków z wielkiej płyty, w jakich przyszło mi wtedy zamieszkać. Eksperymenty z formą poetycką Juliana Przybosia rozszerzyły moją świadomość jako poetki. Mogłabym długo wymieniać nazwiska i utwory z „ojczyzny polszczyzny” – język ojczysty jest dla poety najważniejszy. Znajomość języków obcych natomiast wprowadza w inne rejony wyobraźni. Uległam fascynacji poezją Pabla Nerudy, zwłaszcza cyklem dwudziestu wierszy o miłości, nasyconą mitologicznymi obrazami poezją Octavia Paz, poematem „Gitanjali” Rabindranatha Tagore w angielskim tłumaczeniu (z języka bengali). Nie mogę pominąć poezji z Półwyspu Iberyjskiego – „Coplas” średniowiecznego poety Jorge Manrique to cykl wierszy, nad którego tłumaczeniem spędziłam wiele godzin, wciąż jednak nie satysfakcjonuje mnie stworzona przeze mnie wersja tego poematu. Lubię też hiszpańskich mistyków – prostota formy łączy niezwykłą głębię uczuć – i nie mówię tu o uczuciach sensu stricto religijnych. Są tam odniesienia do kondycji człowieka, która obejmuje doświadczenia śmierci. Inność poezji hiszpańskiej, tak różnej od poezji polskiej reprezentuje, moim zdaniem Vicente Aleixandre (Nobel w dziedzinie literatury 1977 r.). Z poetów francuskich nie mogę pominąć Guillaume Apollinaire’a, a z rosyjskich Sergiusza Jesienina. Listę tą mogłabym ciągnąć w nieskończoność.
E.O.: Co w Japonii wywiera na Pani największe wrażenie? Co zwróciło Pani najwiekszą uwagę?
D.Z.: Jeśli chodzi o pytanie pierwsze – bardzo silne wrażenie wywiera na mnie perspektywa stosowana przez tradycyjnych malarzy japońskich. To wprost nie do wiary, jaki oni przyjmują punkt widzenia! Arysta patrzy jakby ukosem z góry, albo tak, jakby siedział w helikopterze, z którego obserwuje malowany obiekt. Motywy, które pozwalają artyście na ukazanie przedmiotów w perspektywicznym skrócie zawsze mnie zaskakują. Jest coś świeżego w tej perspektywie, coś czego nie znajduję w malarstwie europejskim.
Jeśli chodzi o najsilniejsze przeżycia wJaponii, to wiążą się one z wyjazdami poza Tokio. W czasie jednej z takich wypraw zwiedziłam nocą cmentarz – sanktuarium japońskiego mnicha Kukai – Okunoin w miejscu zwanym Mt Koya na południe od Osaki. Drugie niesamowite miejsce w Japonii to Osorezan w prefekturze Aomori. Trzeba tam samemu pojechać, żeby doświadczyć magii tych miejsc.
E.O.: Czy kuchnia japońska Pani odpowiada? Czy stosuje ją Pani w domu?
D.Z.: Nigdy nie trzymam się ściśle przepisów kulinarnych. Każdy przyrządzany przeze mnie obiad, czy kolacja to improwizacja oparta najczęściej na bazowych produktach z basenu Morza Sródziemnego – occie winym, oliwkach, oliwie, czosnku. Po kilku latach pobytu w Japonii polubiłam miejscową kuchnię. Jednak nawet jeśli próbuję zrobić coś japońskiego w domu jest to tylko improwizacja na bazie tematu. I najczęściej kończy się na oliwie i winnym occie.
E.O.: Jak lubi Pani spędzać czas wolny w Tokio?
D.Z.: W tokijskich muzeach. Jest to dla mnie zdecydowanie najciekawszy sposób spędzania czasu, jeśli mówimy o metropolii Tokio. Nigdzie na świecie, nie ma jak sądzę, tylu ciekawych wystaw, tylu różnych formuł, jakie proponują muzea, czy sale wystawowe. Będzie mi tego bardzo brakowało w Warszawie.
E.O.: Jakie pytania najczęściej zadają Pani Japończycy?
D.Z.: Poza tym, ile czasu jestem w Japonii i czy podoba mi się Japonia najczęstszym pytaniem było chyba – co pani gotuje. Zadawali mi je głównie mężczyźni. Jest to najprawdopodobniej pytanie, jakie wypada zadać zamężnej kobiecie. Nie muszę dodawać, że bylo ono dla mnie dość kłopotliwe…
E.O.: Wkrótce już opuści Pani Japonię, prawda? W jaki sposób chciałaby Pani podsumować ten pobyt?
D.Z. To prawda. Niedługo wyjeżdżamy z Japonii. Rozstanie z krajem, w którym upłynął dobry kawałek życia zawsze jest trudne. Mimo, że moją filozofią jest zaczerpnięta z buddyzmu zasada o nieprzywiązywaniu się, będę zmuszona zostawić za sobą niektóre swoje przyzwyczajenia, jak np. spędzanie czasu w muzeach tokijskich i rozpocząć kolejny etap życia – tym razem w Warszawie. „ Se hace camino al andar” – powiedział hiszpański poeta Antonio Machado. Drogę pokonuję Idąc.
E.O.:Dziękuję Pani za rozmowę i życzę kolejnego interesującego etapu.
Przekład za zgodą autorki – więcej: Wywiad z Danutą Zasada
db