O koronie króla satyry z błazeńskim kaduceuszem – wywiad z Lechem Konopińskim.

Kilka miesięcy wstecz ukazał się tom Wiesława Łuki zatytułowany „Bezradność wobec istnienia”. Jest to zbiór cyklu wywiadów z najciekawszymi twórcami ZLP i prezesami oddziałów. Autor wywiadów – odpowiednio kierując tematem rozmowy – prezentuje sylwetki pisarzy i bolączki środowisk twórczych.

Cechą charakterystyczną wywiadu jest to, że musi być przeprowadzony z osobą czymś się wyróżniającą, będącą autorytetem w jakiejś dziedzinie. Z tego też powodu nie zdziwiłam się, że wśród prezentowanych twórców z najwyższej półki jest Lech Konopiński – ikona polskiej literatury (wydał 75 książek w pięciomilionowym nakładzie), mistrz klasycznego rymu, rytmu i melodii wiersza oraz krótkiej formy wypowiedzi takiej, jak: haiku, fraszka, aforyzm. Prześmiewca, satyryk. Prekursor zastosowania rymu w haiku. Członek Wielkopolskiego Oddziału ZLP.

(Danuta Bartosz)

_______________________________________________________

 O koronie króla satyry z błazeńskim kaduceuszem,

o prymacie jaja nad kurą, o łzach i śmiechu,

o tajnikach japońskiego Haiku,

o prostocie, ale nie prostactwie

z dr. Lechem Konopińskim rozmawia Wiesław Łuka (ZLP Warszawa)

Na niedawnym, kwietniowym benefisie w Klubie Krąg, z okazji „85-tki” prorokowano Ci „mendel do setki”, bo „śmiech przedłuża życie”. Patrzę na zdjęcia i z piersi mi się wyrywa okrzyk zazdrości: „Królewska Mość” – ale jaja, zmarszczek Waszej Wysokości nie przybywa – czy to zasługa kosmetologów i lekarzy od twarzy, czy faktycznie zmarszczki znikają od śmiechu?

 Zmarszczkami się szczycę. Twarz bez nich wygląda jak całkiem inna, dolna część ciała. Mój 1-kwietniowy benefis w Klubie  „Krąg” na poznańskim Łazarzu odbywał się pod hasłem: „Życiem się upajam, lecz nudzić nie będę: – Wiara, ale jaja! Do setki mendel!”. Kilkuset uczestników  bawiło się piosenkami czterech kapel: „Junki z Buku”, „Plewiszczoki”, „Zza Winkla” i „Szalom” oraz występami Eleni, Olka Gołębiowskiego (z kabaretu TEY) i Leszka Szaraty.  Huragany śmiechu  wywoływały występy Michała Grudzińskiego, znanego z serialu „Rodzinka pl”. Mimo, że w zaproszeniu prosiłem o nieskładanie życzeń, impreza zaplanowana na 1,5 godziny trwała dwa razy  dłużej. Teksty do niej napisałem sam. Imprezę prowadziłem z żoną, Hanią. 26 lipca obchodzimy kopę lat małżeństwa.

 Nosisz w sobie taką dozę humoru, że wystarczy ona dla wszystkich „chorych na smętek, apatię, czy duchowe lenistwo” – tę diagnozę usłyszałeś podczas gali, którą Ci urządzono pięć lat temu w słynnej Bibliotece Raczyńskich na osiemdziesiąte urodziny. Czy łatwo dźwigać ciężar takiej „dozy”, zwłaszcza, że jeszcze włożono Ci na głowę koronę „króla satyry”?

 Władysław Broniewski mówi: „Nie głaskało mnie życie po głowie, nie pijałem ptasiego mleka, no i dobrze, no i na zdrowie: tak wyrasta się na człowieka.” Ta idea przyświecała mi przez całe życie. a żyłem w ciekawych czasach. Kiedy miałem 8 lat wybuchła II Wojna światowa. w Wielkopolsce stworzono Warthegau, a nas wysiedlono z Poznania do Warszawy. Historii Ojczyzny i geografii świata uczyłem się na kompletach tajnego nauczania. Zdałem nawet tajny egzamin  do Gimnazjum Batorego, ale akurat wybuchło Powstanie Sierpniowe; na Starówce, przy ulicy Krzywe Koło, zginął mój 40-letni ojciec, a ja wraz z matką i 8-letnim bratem zostałem wysiedlony na Dolny Śląsk. Jako 13-latek pracowałem przy żniwach w Bogschuetz (Boguszyce) i przy wywózce na hałdy odpadów papierni w  Sacrau (Zakrzów)…

Wróciliście na poznańskie, rodzinne śmieci…

 Dosłownie, na śmieci, bo nasz dom był spalony, więc zamieszkaliśmy w zastępczym mieszkaniu na Wildze.  Wojna wprawdzie się skończyła, ale – jak wszyscy Polacy (poza uprzywilejowanymi) – nie mieliśmy prawa wyjechać z kraju przez 11 lat. Później był Poznański Czerwiec  pod hasłami: „Chleba i wolności”. Szedłem do śródmieścia z robotnikami od „Ceglorza”(jestem „honorowym emerytem” Zakładów im. Hipolita Cegielskiego). Powstanie tłumiło 300 czołgów, strzelano nawet do dzieci… Ocalałem jednak, obroniłem jednogłośnie rozprawę doktorską na Uniwersytecie Łódzkim, napisałem 75 książek i książeczek w 5 milionowym nakładzie dla dorosłych i dla niedorosłych – dla nich także kilka sztuk teatralnychi. Jestem też współautorem pierwszego poznańskiego wodewilu pt. „Dyrektor też człowiek” (ponad 300 spektakli!) Napisałem  kilkaset tekstów piosenek dla wielkopolskich kapel, ale również dla tak znanych piosenkarzy – dla  Anny Jantar, Eleni, Krzysztofa Krawczyka  i wielu innych.

Napisałeś przed wielu laty tekst piosenki z refrenem : „Życie jest pełne łez, ale my się śmiejmy…”. To właśnie już wtedy zalecałeś „miksturę przeciw chorobie na smętek…”? Już pracowałeś na tytuł „króla satyry”?

 Nie czuję się królem. We fraszce ująłem to tak: „Chociaż w koronie królowi ciężko// trudniej się nosi czapkę błazeńską.”

Czy wolisz wyobrażać siebie w czepcu jagiellońskiego Stańczyka, czy w koronie?

 Dlaczego miałbym sobie „wyobrażać”? Przecież mam nawet zdjęcia z błazeńskim kaduceuszem w ręce – jako współtwórca (z Kazimierzem Matyskiem)30 krajowych „Biesiad Humorystów” w Kostrzynie Wielkopolskim. Poza tym – nie wiem, czy zauważyłeś, że „Chodzą razem – król i błazen”.

Wracam do Biblioteki Raczyńskich – zabrzmiały w niej przed pięciu laty różne tony: Twoja muza, żona Hanna wybrała do głośnej prezentacji wiersz „Nie płacz kochanie”. Czytam w nim:„ Gdy poderwą mnie leśne łanie, nie płacz kochanie//…Gdy nogi wyciągnę w bramie, zapłacz kochanie// Gdy na mym grobie zapalisz znicz – rycz mała, rycz…” Pamiętasz – czy publiczność wtedy ryknęła ze śmiechu, czy płaczem ze wzruszenia?

 Ten tekst jest pastiszem pięknego wiersza Juliusza Słowackiego („Smutno mi, Boże!”) z puętą (pointą) śp. Marii Czubaszek. Mimo ponurego  zakończenia – pobudza do szczerego śmiechu.

A dzieci, którym poświęcasz bezlik strof i stron prozy, przypomniały Ci wiersz: „Jajo, czy kura”. Czy dzieciaki odkryły wreszcie odwieczną tajemnicę: co było pierwsze – jajko, czy kura?

 Dzieci są inteligentniejsze niż przypuszczamy, więc nie tylko takie tajemnice odkrywają. Wprawdzie w moim wierszu kura dowodzi, filozoficznie: „Wiem, że nic nie wiem!// Wcale nie kłamię! // Już zapomniałam – mam kurzą pamięć!”,„Kogut pomyślał: Jajo czy kura i ptasim mózgiem ruszył akurat: – Z całą pewnością najpierw był kogut – zakukurykał głośno od progu! Jaj, nawet złotych, mógłbym mieć kosze, lecz ja – dosłownie – jajek nie znoszę!” Ale nie z dziećmi te numery. One wiedzą najlepiej jak to było. Dlatego tak lubią jajka na śniadanie.

I dlatego tak lubią Twoją rymowaną historię o narodzinach Polski- o czym przeczytałem w któreś z recenzji.

 Pierwszy tomik ukazał się przed laty pod tytułem: „ Lech i druhów trzech”, i w nakładzie 200 tys. egzemplarzy.   Drugi „Książę Siemowit i ród piastowy” podobnie, a teraz piszę trzecią część, opowieść o Bolesławie Chrobrym.  Najważniejsze, by  najmłodszym czytelnikom nie psuć w głowach mętnie opowiadając o przeszłości.

Od królewskiej gali cofnijmy się do Twego debiutanckiego wiersza powstałego w rok po śmierci (1953) generalissimusa Stalina: gdy wspominasz „Gońca” opowiadasz: „byłem wtedy tępiony…” Pytam: za co tępiony i w czym przejawiało przśladowanie? Czyżby w tych najbardziej ponurych latach PRL dostał się do publicznej wiadomości fakt, że ojca straciłeś w Powstaniu Warszawskim? Przypomnij ten czas po Twoim powrocie z wywózki na roboty do Niemiec? Jak to się stało, że po przeżyciach nie do śmiechu, dość szybko usłyszałeś w sobie najgłośniejsze brzdęknięcia struny satyryka?

 W okresie stalinowskim, jak powszechnie wiadomo, kierownicze posady przydzielano z  „klucza partyjnego”.  Wiersz „Goniec” mówi o tym, że w zwierzęcej centrali posady gońca nie otrzymała antylopa (była „anty”!) lecz prosię. Cenzor przepuścił ten tekst przez nieuwagę, ale w wydaniu książkowym „Goniec” znalazł się dopiero w 1994r.Tępiono mnie za wiersz, który był igraszką słowną: „W aspekcie teorii // totalnej euforii// z tytułu percepcji ambitnych koncepcji// kreacji kultury dla progenitury..” itd..” Radio „Wolna Europa” nadało ten tekst in extenso z komentarzem: Dotychczas krytykowaliśmy „Szpilki”. Teraz jednak chwalimy za wiersz ośmieszający mowę partyjnych biurokratów. Autorowi, Lechowi Konopińskiemu, przyznajemy w nagrodę – dożywotni, bezpłatny abonament naszych audycji”.

Czy dobrze pamiętam, że wówczas naczelnym redaktorem „Szpilek” był Krzysztof Teodor Toeplitz?…

Właśnie KTT wezwał on mnie do siebie i oświadczył, że jest zmuszony  (?!) zakończyć ze mną współpracę. Nie żartował.  Informacja o śmierci mego ojca w Powstaniu Warszawskim ukazała się po raz pierwszy w „Słowniku Współczesnych Pisarzy Polskich”;  (seria II, tom pierwszy, Warszawa 1977, PWN, str. 492). . Nie spotkała się ona z życzliwym przyjęciem czynników oficjalnych. W 1980 roku znowu zapanował głód. Ludzie się buntowali. Straszono nas interwencją sowiecką. Wtedy właśnie z Adamem Wojdakiem (kompozytor) napisaliśmy patriotyczną pieśń „Gdy Polska da nam rozkaz„. Na XV Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu bez porozumienia z twórcami, sfałszowano tekst.. Zamiast „zgłosimy się do wojska, żeby wrogom spojrzeć śmiało w twarz!”, solista zaśpiewał: „żeby socjalizmu bronić wraz”. Festiwalowego pierścienia i nagrody nie przyjąłem. Później tę piękną pieśń fałszowali: Hubert Urbański i Kazimierz („Kazik”)  Staszewski . W wyniku  protestów, książki moje zniknęły z hurtowni, księgarń i bibliotek. Na szczęście czytelnicy nie przestali mnie lubić. Wydawca z Neckarsteinach (Edition Tintenfass) wydaje też moje przekłady najsłynniejszych niemieckich wierszy dla dzieci, określając je jako „kongenialne”.

Satyrykiem zostałem jako 23-latek – 14. marca 1954 roku i od tego czasu ośmieszam jak potrafię –  ludzkie wady i śmiesznostki. Nie zapominam też o liryce i twórczości dla dzieci.

Poczułeś jednak w sobie dwie natury – NAUKOWCA:(studia ekonomiczne, doktorat z włókien łykowych, przemysł, kilkadziesiąt prac o lnie i konopiach…

Nie wiem, czy zauważyłeś, ze Lech brzmi niemal jak len, a konopie  jak Konopiński. Moja rozprawa doktorska była wynikiem zakładu. Otóż moja klasa maturalna w „Marcinku” (I Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Karola Marcinkowskiego) – wydała samych niemal profesorów wyższych uczelni. W czasie jednego ze zjazdów klasowych jeden z kolegów zapytał mnie nieco  ironicznie: Jaką fraszkę ostatnio napisałeś?  Zapewniłem go wtedy, że rozprawę doktorską mogę napisać na temat mego imienia i nazwiska, a dobrej fraszki – to on z pewnością nigdy nie napisze. Założyliśmy się o butelkę koniaku. Popracowałem wtedy 8 lat nad badaniami rynku rolnego, napisałem ponad 20 prac przyczynkarskich oraz rozprawę, którą obroniłem jednogłośnie na Uniwersytecie Łódzkim, specjalizującym się m.in. w dziedzinie włókiennictwa.  Zakład wygrałem. Była to jednak dla mnie najdroższa butelka trunku. Przygotowałem przy okazji materiały do rozprawy habilitacyjnej na temat rynku krajowych surowców naturalnych dla przemysłu włókienniczego. Jednak bardziej pociągała mnie literatura, a ściślej – najdrobniejsze jej formy; dlatego zrezygnowałem w 1976 roku z kariery naukowej….

 …Druga natura, to LITERATURA – kpiarstwo (o filatelistyce i dziennikarstwie tyko wspomnę). Czy te dwa nasionka w Tobie zakiełkowały równocześnie?

Nie czuję w sobie dwóch natur. Zawsze starałem się jak najlepiej służyć ludziom piórem . Niczego z tej ziemi na drugi świat zabierać nie zamierzam, a pozostawić chcę uśmiech i dobrą pamięć. Wspomniana przez ciebie Filatelistyka – to moja wielka pasja i dlatego bardzo żałuję, że Poczta Polska zapomniała o upamiętnieniu 60 rocznicy Poznańskiego Czerwca 1956 roku.

Śmiech był pomocny w wydawaniu kolejnych tomików wierszy (mimo siermiężnych czasów), których liczba rosła dziesiątkami? Czy i jak komunistyczna cenzura przeszkadzała Ci w tym rozśmieszaniu dorosłych i dzieci? Czy spojrzenie satyra pomagało w ogarnięciu tego wszystkiego?

Twórczość satyryczna  od czasu tragedii satyra Marsjasza  (półczłowiek-pólkoń układał hymny na cześć bogów, a zazdrosny Apollo kazał go odarzeć ze skóry)  nie cieszy się sympatią i życzliwością krytykowanych. Cenzorzy byli często po stronie autorów, ale musieli stosować przepisy wymyślane przez niezbyt inteligentnych pseudo-polityków. Warto przypomnieć, że cenzorem był też znakomity satyryk – Stanisław Jerzy Lec. Najśmieszniejszą ingerencją cenzury było usunięcie tytułu mego historycznego eposiku dla dzieci  o korzeniach Ojczyzny pt.”Lech, Czech i druhów trzech” (cenzorowi zabrakło Rusa!).

Czy autor „Dziejów śmiechu w prasie wielkopolskiej” ujawnił dość nagle, czy też powoli, słabość również do naszych wieszczów? We współpracy z poznańskim uniwersytetem piszesz pracę o związkach wielkich romantyków z pragmatyczną Wielkopolską?

 Miłość do wieszczów rozbudził  w nas katecheta – ksiądz Marcinkowski w Gimnazjum i Liceum im. Karola Marcinkowskiego. Wszyscy  najwięksi polscy poeci epoki romantyzmu przebywali   w Wielkopolsce, więc warto o nich pisać, nie pomijając ich śmiesznostek i słabostek. O tym, że byli wielcy – każdy dobrze wie.

Jakie słabostki masz na myśli?

 O Mickiewiczu, wówczas trzydziestotrzylatku, nie pisałem z namaszczeniem. On przybył do Poznania, gdy jego męskość była w apogeum. Poznał Konstancję Łubieńską, żonę powstańca listopadowego. W tym czasie w stolicy Wielkopolski panowała epidemia cholery, przywleczona przez jakiegoś żołnierza, i wszyscy przybywający do miasta musieli odbyć kwarantannę. Wtedy właśnie wieszcz Adam poznał rówieśnicę, Konstancję, która już była matką piątki dzieci. I ona go zatrzymała przy sobie; przekonywała poetę, by się nie rwał do powstania, które dogorywało. Powiedziała mu: „Szkoda cię na jeden strzał”

 Napisałeś kilkaset tekstów piosenek dla gwiazd estrady – Eleni, Anny Jantar, Krzysztofa Krawczyka (a gdzie się zawieruszyła poznanianka, Urszula Sipińska?) , także dla kapel wielkopolskich. Przypomnij kilka najzabawniejszych grymasów i zachwytów w swoich kontaktach z gwiazdami estrady, którzy zadziwiali widownie wielkich koncertów i festiwali lub zabawiali gości przy weselnym kotlecie?

 Dla Ani Jantar (Szmeterlingówny) napisałem tekst pierwszego przeboju: „Co ja w tobie widziałam”. Było to w czasach, kiedy dominowały piosenki  typu: „Niech się mury pną do góry” albo „Na lewo most, na prawo most, a środkiem Wisła płynie”. Nie pozwolono jednak zaśpiewać Ani tego niewątpliwego „hitu” na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Tekst piosenki Krzysztofa Krawczyka:  „To, co dał nam świat, niespodzianie zabrał los” napisaliśmy z Jarkiem Kukulskim przed wylotem Ani na występy do USA. Po katastrofie samolotu „Kopernik”,  którym Ania wracała z USA,  wszyscy mieli mi za złe, że przepowiedziałem  śmierć naszej tak bardzo kochanej nie tylko  przez publiczność piosenkarki.

Przestrzegasz w wywiadach, że krótkie i dłuższe opowieści wierszem oraz prozą dla miłośników ojczystej historii nie mogą mieszać im w głowach, a mieszają – od najdawniejszych czasów, od Galla Anonima i Wincentego Kadłubka. Jakie masz na to przykłady i jak ich nie powielasz?

 Najwięcej o korzeniach Ojczyzny dowiadujemy się z roczników obcych kronikarzy, z Annales Regni Francorum,  Annales Fuldenses i Annales Metenses. Ci kronikarze towarzyszyli  w 805 roku (jako sprawozdawcy wojenni) trzem armiom cesarza Karola Wielkiego w wyprawie na Awarów i Słowian i opisali śmierć Lecha nad rzeką Ohrzą w Czechach. Lech był przywódcą wojów ( lechickich?- lub- lednickich?) , którzy z obecnej Wielkopolski ( wówczas taka nazwa nie funkcjonowała) wyprawiła się na pomoc oddziałom czeskim. Tymczasem wielu mediewistów  uważa, że Lech jest zmyśleniem Kroniki Wielkopolskiej z XIV wieku. Literat na szczęście nie musi niczego udowadniać. Jeszcze większy problem wyłania się przy badaniu dziejów pierwszych Piastów. Kronika Galla Anonima i Dagome Judex  znajdują  tak wielu interpretatorów., a tymczasem archeolodzy mają też swoje  interpretacje wykopalisk i  argumenty.

Wśród niezliczonych nagród i wyróżnień Order Uśmiechu cenisz sobie szczególnie, bo najtrudniej na niego zasłużyć. Uśmiechnij się więc teraz do nas, staruchów wspominając najśmieszniejsze uśmiechy dzieci? Czy mógłbym dla tego wywiadu prosić o uśmiech rymowany?

Dzieci bardzo często proszą o dedykację i autograf na książce, mówiąc: „-Jak pan umrze, będę miał miłą pamiątkę!”. A oto fraszka „Wieczór autorski”: Młodzież chętnie czyta,//a więc słucham rad//dociekliwych pytań:// Ile pan ma lat?”

Podkreślasz, że nikt w Polsce nie uprawia formy Haiku; Ty ją z Japonii do nas importowałeś. Oto ona: „Gdy bój trwa w sejmie// bezczelność z oczu bielmo// wyborcom zdejmie”. Rozjaśnij nam tajemną moc tej poetyckiej miniaturki?

Niczego nie podkreślam!  Uważam, że bardzo wielu autorów pisze Haiku, ale nie potrafią zawrzeć lirycznej lub dowcipnej treści w 17. sylabach. Rymowane haiku – to rzadkość. Najwidoczniej zwięzłość nie jest najważniejszą cechą twórczości polskich poetów.Osobiście bardzo Haiku lubię. Napisałem ich wiele tysięcy, ale tłumaczenie „co autor miał na myśli” – nie do mnie należy.

Dowiaduję się, że Twoje teksty (zwłaszcza – aforyzmy) drukowane są w wielu krajach świata…

Żałuję bardzo, że   miniaturki wierszowane raczej się do tłumaczenia nie nadają…Ale Tobie     na niektóre pytania odpowiem fraszkami lub Haiku. Zwracam jednak uwagę, ze jestem specjalistą od Haiku z rymami, bo ta forma nie  jest u nas  popularna; autorzy bowiem są szczęśliwi, kiedy uda się im napisać 17 sylab prozą. Tymczasem  należy pisać tak: „Śmiech cieszyć może // lecz rechot // jest uciechą – dla żab w bajorze”.

Uraczmy zatem czytelników wywiadu kilkoma Haiku 

Wuala: „Drink i papieros// to argument// by dżumę // zwalczać cholerą” *  „Grosze się kleją // tęp szuję // gdy smaruje // łapy złodziejom”* „Gdy brak jej pociech // łzy kobiecie //otrzecie//brylantem w złocie”*   „Miejcie na względzie // że warto – służyć żartom // choć mnie nie będzie”* „Ikar upada// kto się sprzeda// jak Dedal // góruje nadal * „Ostrzec was chciałem – nie chwalmy – dzieł genialnych – przed ich finałem”* „Mych uszu wada – nie słyszę – głosu myszek // gdy z kotem gadam”* „W rozbitków gronie // nie pytam // gdzie kapitan // gdy statek tonie” Stworzyłem tego  około, albo ponad  5 tysięcy.

Wyróżniasz formą Trzykropki: „Całowała nieraz// czule: usta w usta.// Słodki romans ustał.// Gębę mną wyciera.” A jakbyś tę samą treść przekazał w czterokropce?

Czterokropkami się nie interesuję, ale trzykropkami stwarzam chyba wspaniałe pole do popisu moim rywalom.

Fraszka jako gatunek ma znakomitą tradycję w Polsce. Dorzucasz swoją cegiełkę: „ Mają mi za złe//poezji tytani,// że na Parnas wlazłem// drobnymi fraszkami”. Jak oceniasz swoich wielkich antenatów – Jana spod czarnoleskiej lipy oraz Ignacego w biskupich fioletach, który kpił z „kolegów” w zakonnych habitach (Monachmachia)? A jakich spodziewasz się od nich oceny, gdy kiedyś spotkacie się na wiecznym Parnasie?

Poloniści bez przerwy oceniają klasyków i współczesnych. Literaci nie powinni tego czynić. To nie ich rola! Jeżeli jednak zależy Ci na mojej żartobliwej ocenie, to proszę: Tępi go klika zawistna,//a ja go chwalę – i basta!//To bardzo wielki artysta,//choć mi do pięt nie dorasta.

Jan z Czarnolasu urodził się 401 lat przede mną, a jednak tworzył takie perełki: Na palcu masz dyjament,// w sercu twardy krzemień;//pierścień mi, Hanno, dajesz // już i serce przemień!             Biskupa Ignacego Krasickiego, patrona satyryków uwielbiam. To on przecież powiedzial: „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi..” Jak trudną formą jest fraszka – możesz się przekonać, czytając całą rzekę grafomaństwa – smutny efekt internetowego  konkursu ZLP, ZNP i innych ważnych organizacji.

Jesteś zapalonym filatelistą – znaczki bywają małymi dziełami sztuki graficznej – czy ich artyzm inspirował Cię twórczo?

Tak, kocham wszystko, co małe i piękne. Nienawidzę natomiast pacykarstwa i fraszkowego grafomaństwa. Ogłoszony ostatnio przez wielkie autorytety konkurs na fraszkę przyniósł prawdziwą powódź miernoty i tandety. Szkoda.

Jeszcze wróćmy do najmłodszych wielbicieli Twoich rymów – urządziłeś im kiedyś zachwycające „Spotkanie z Czarodziejem”, który „umie takie wyczyniać cuda// że pryska nuda, gdy żart się uda…”. Twój Czarodziej myśli o tym: ”…jak podnieść gwiazdkę, co z nieba spadła,// jak suche siano przemienić w zieleń,// jak z dni powszednich stworzyć niedzielę,// jak brzydkie słowa cofnąć do gardła…”. Proszę – poproś w tej chwili Czarodzieja , by zachęcił dzieciaki do czytania rymów z taką pasją, z jaką one w naszych czasach toczą przed komputerami wojny w grach wirtualnych…?

Wybacz, nie potrafię! Miałem nadzieję, że ta „miłość” do gier komputerowych przeminie jak seans w kinie. Myliłem się. Efekt jest ponury: młodzieży brak słów w rozmowie. W każdym zdaniu dominują wyrazy ze znakiem najwyższej jakości – Q…mać!

Podkreślasz, że od zawsze (1962 rok) jesteś członkiem Związku Literatów Polskich; pełniłeś w nim wszystkie funkcje. Słyszysz teraz, że nasz Związek usycha. O jaką radę poprosiłbyś Czarodzieja, by „sianu przywrócił zieleń”?

 Codziennie, a często także podczas bezsennych czasem godzin nocnych,  proszę  Czarodzieja, by grafomanom dał iskrę talentu, bo swoimi utworami zniechęcają do czytania. Od czytania książek odzwyczaja także Internet; na tablet można za darmo, po piracku nagrać dziesiątki książek, czyli nie płacić za te, które zalegają półki księgarń. Proszę też Czarodzieja , by państwo częściej angażowało się jako mecenas kultury i sztuki,  w tym literatury szczególnie. Aby wspierało związki twórcze. Tymczasem nasz poznański oddział Związku już parę razy zmieniał swoją siedzibę, a teraz można powiedzieć, że jest jej w ogóle pozbawiany; bo Klub „Krąg” funkcjonuje tak, jak by go nie było. Ale obchodzimy jubileusz 95-lecia poznańskiego Oddziału ZLP, który tu zakładał sam noblista, Władysław Reymont jako jego pierwszy prezes. Mamy ciężki czas, ale najważniejsze, że istniejemy. W minionej epoce, gdy prawie wszystko było upaństwowione, czyli wydawnictwa również, jednak  mecenas państwowy dbał o poziom  artystyczny wydawanych książek, a teraz  każdy grafoman może znaleźć swego sponsora-amatora, a nawet sam sobie zasponsorować  tomik.  To zniechęca czytelników do książek i  związków twórczych, które właśnie usychają.

W tysiącach swoich rymów kłaniasz się prawie wszystkim Muzom; ja wybieram teraz Talię, opiekunkę komedii, do której wzdychasz: „Wszystkom postawił na Twą kartę,//żebyśmy zawsze byli razem.//Odtąd komedia trwa dell’arte!//Kochaj mnie, Talio! Jam twój błazen”. Prosisz Muzę o miłość – czyż byś czuł jej niedosyt?

 W lipcu 2016 obchodzę 60-lecie małżeństwa i nadal kocham swoją Hanię i jej talię!

Recenzenci Twoich rymów cytują Cię, że „ w uśmiechu ludzie pięknieją, łagodnieją, stają się lepsi; śmiech przedłuża życie…”. Czy poza atmosferą jubileuszowych gali przypominają Ci się chwile samotności, kiedy sprzeniewierzałeś się własnej „łagodności i lepszości”? Czy zapominasz wówczas o tym, o czym satyrowi nie wypada zapominać, zwłaszcza gdy: „Coraz głośniej słyszę// brzęk Piotrowych Kluczy// Idę w Wielką Ciszę// śmierć kochać oduczy.// Drugi brzeg już bliski…”?

Zawsze mówię i piszę to, co myślę. Cenię prostotę, ale nie jestem prostakiem! Przeżywam boleśnie tylko złośliwe, niczym nieusprawiedliwione napaści, ale nawet wtedy się uśmiecham i nie przejmuję się zmarszczkami. A drugi brzeg już bliski..

 Dziękuję za rozmowę, Wiesław Łuka

Uwaga!

Jest to kolejna rozmowa z cyklu: Rozmowy z najciekawszymi twórcami ZLP oraz prezesami Oddziałów. Projekt Wiesława Łuki uwieńczony zostanie wydaniem książki, która nie tylko zaprezentuje sylwetki twórców, ale również przedstawi bolączki środowisk twórczych.

 

O koronie króla satyry z błazeńskim kaduceuszem, o prymacie jaja nad kurą, o łzach i śmiechu, o tajnikach japońskiego Haiku, o prostocie, ale nie prostactwie z dr. Lechem Konopińskim rozmawia Wiesław Łuka

beznazwy                Zmarszczkami się szczycę

Bezradność wobec istnienia

Bezradność wobec istnienia

Autor:

Wiesław Łuka

Wydawnictwo: Wydawnictwo Adam Marszałek
Rok wydania: 2017
Oprawa: miękka
Liczba stron: 224
Format: 13.5×20.5 cm
Numer ISBN: 978-83-8019-681-0
Kod paskowy (EAN): 9788380196810

 

 

db