Marek Słomiak „Błękitność błękitnieje  w Słowa bramie”

 

Marek Słomiak, Błękitność błękitnieje w Słowa bramie.

Wstęp: Jacek Juszczyk.

Projekt graficzny: Józef Petruk.

Wydawnictwo „Bonami”, Poznań 2020, s. 68.

 

 

Wiersze tęskniące

                                                                  (Przedmowa)

 Motto:

Poezja, aby była sobą,

Musi dialog tworzyć z prawdą

(Mieczysław Jastrun: „Poezja i prawda”)

Opatrując ten tekst mottem takim, jak to zapisano powyżej, podejmuję zobowiązanie. Jedynie logiczne, wynikające z dokonanego wyboru właśnie tego wersu. Marek Słomiak jest poetą. W jaki więc sposób, będąc poetą, podejmuje dialog z prawdą ?

Nie ma innej odpowiedzi poza jedną:  dialog musi być całkowicie zgodny z samym sobą. Odejście od tego kanonu przekreśliłoby cały żar tych utworów, zamieniając je w publicystykę. To gorące słowo w poprzednim zdaniu przesądza o istocie problemu. Posłużę się zdaniem wybitnego krytyka Jana Błońskiego, który uważał, że poezja jest sakralizacją „życiowego wichru”. Trudno nie powiedzieć, nawet narażając się na zarzut nuty bluźnierczej (?), iż życiowe wichry wieją kędy chcą. Nie wprost (w sensie poetyckim, nie teologicznym), kiedy życie się toczy w świecie realnym, lecz właśnie wtedy stając się potencjalnym tworzywem kształtującym meandry artystycznej pamięci z jej niezbadanymi nieregularnościami, co zresztą – jako zjawisko, a więc i pojęcie – akceptuje współczesna fizyka.

Niegdyś realne (od pierwszych świadomych chwil po – teoretycznie – zaledwie wczorajsze) czyny, myśli, uczucia i gesty popadają w niebyt. A inne – na ekranie pamięci objawiają się niespodziewanie jak mniej lub bardziej ostre obrazy, od cienia po kontur portretowej fotografii (i w jakich kontekstach !, tej biblii surrealistów). Poecie dany jest przymiot  odsłaniania ukrytego i nadawanie mu formy. Dla kogo innego – jeśli przeżyte a wyparte, tylko czasami powraca w sennych, migotliwych strzępach, bywa – uwierających jak drzazga lub – wręcz – na zawsze już zatartych, niemych i ślepych. Poeta, uczuciowo, nie budzi się z takiego snu, tworząc zeń Słowo. To jest to narzędzie owego odsłaniania, ów miłoszowski  „poseł niestrudzony” ( z wiersza Sens).

Odsyłam Czytelnika do utworu pt. Kindze –  do zawartego w nim czterowiersza o Słowie (przepisywanie nie jest tu konieczne wobec oryginału na dalszych kartach). Z niego tylko: i skruchą mów Słowo. Jednak pierwszy wers w całym utworze mówi w różnych odniesieniach: droga Boga to Słowo, Słowo, Słowo. Autor przenosi nas w poetykę nasyconą metafizyką.  Jak sądzę, Marek Słomiak jest subtelnym wyznawcą niepewnym co to oznacza (wyznawca nic więcej nie musi), lecz być może myśli po leśmianowsku, że wiara (to w głębszym sensie metafizyka) to „kraina gdzie żyć łatwiej i konać mniej trudno (Metafizyka, z tomu Sad rozstajny).

Wiersze zawarte w tym tomie dzielą się na dwie (spójne) kategorie: przeważające ilościowo osnute wokół pamięci o NIEJ i te w mniejszości – o podglebiu bezosobowym, chciało by się powiedzieć neutralnym. Nie można doszukiwać się w tej krańcowo osobistej poezji jakiegokolwiek społecznego odbicia; jest w kokonie niepodległej samoświadomości.

Jest dwoje bohaterów lirycznych. ONA nie ma żadnych przymiotów, ani duchowych, ani materialnych; jest twardo i konsekwentnie bezimienna. Istnieje tylko w pamięci, w duszy, w marzeniach, w abstrakcyjnej rzeczywistości czegoś, co nie jest realnym bytem, więc pewnie we śnie. Rzecz w tym, że to co prześnione jest projekcją byłej rzeczywistości. Dla poety sen to inny rodzaj prawdy o życiu, próbą jej uchwycenia. ONA wypełnia całą gamę wrażeń zapamiętanych jak niedokończona saga w prawdziwym życiu. To piękne obrazy: błękitność błękitnieje przy tobie(…) w tobie/ szeptem czułym … (przy tobie), wchodzę w twój świat jak duch (bez tytułu; dalej bt), trwaj we mnie trwaj (więc trwaj), zalotna jak lotna/woń powietrza w oddechach (bt), jesteś … radosną kropelką słowa (oczekiwanie II), itd. Niektóre frazy brzmią jak tekst piosenki, lecz to jeden z chwytów autora, który w imię prawdy „życiowej”  w scenerię swych wierszy wprowadza takie sztuczne ognie pewnie po to, aby zasłonić konwencjonalnym blaskiem swoją bezsłowność w niespełnieniu zwielokrotnionym, jak pisze gdzie indziej.

W kontrapunkcie do zwielokrotnionego przywoływania zawsze uwznioślanej JEJ, przeżywa tęsknotę oddalenia, zapewne ostatecznego, pisząc np. spłonąłem na stosie/ ciałem i duszą / istnieję jeszcze / jak popiół już / zastygły. A także jakież to życie: bez przytulenia/ rozkoszy/ …/ bez twojej bliskości/ po co –, jak i a ja coraz ulotniej więdnę i więdnę/ w jesieni trwania u wezgłowia płaczu. Ten ciemny ton jest w zestawie wierszy Marka Słomiaka wszechobecny.

Jednakże nie tylko opozycja miedzy bezosobową NIĄ i autorem wypełnia tkankę tych utworów, choć w kontekście osobistym to rzeczywiście … naga prawda/ tęsknoty wiersza za tobą … Nurtowi uczucia skazanego tylko na wspomnienie towarzyszą interesujące rozważania wychodzące poza to magiczne „kredowe koło”. Ostatecznie, za wiersz programowy powinno się uznać ten zatytułowany przez, dedykowany przyjacielowi. Jest to w samym sednie przekazu rzecz o znaczeniu kreacji osobistej. Doznawanej w dwóch wymiarach symbolicznej podróży: niezwykłej i zwykłej. Każda ma swoje znamiona duchowe, lecz obie zmierzają do jednego celu: być sobą.

Są to wiersze pełne miraży myśli z poszukiwaniem ekwiwalentu ich znaczenia. Wzmacnianego z upodobaniem takimi zabiegami jak słowotwórstwo (przestrzeń prawdosłowna, trójpozór, błogostanny, czeluść ziemionocy, wniebokroczący, a także celowymi współbrzmieniami, jak: modły mdleją w mgle lub  męka męczy mowę, a także roztworów tworów.

 W wierszu pt. rozmowa ze ścianą, Marek Słomiak napisał:

I siada anioł / błękitny twoich oczu / i szepce mój niepokój.

Sugeruję, aby nie interpretować tej wypowiedzi literalnie. Anioł jest także prefiguracją niewyobrażalnego, innego świata, którego wykreowany wyobraźnią i tradycją przedstawiciel na chwilę dał się poznać ludzkimi zmysłami. Błękitne oczy to uroda świata wcielona w czyjeś jestestwo. Szept niepokoju wzmaga się wraz z upływem nieubłaganego: losu, życiowych zawodów, cierpienia i przede wszystkim pod działaniem siły nadrzędnej : czasu.

Prawda poezji to nieustanna próba pozostawienia po sobie śladów, nawet nikłych, rozumienia tych konieczności, aby pozostawić innym znak takiego wysiłku i rozumu i ducha.

 Jacek Juszczyk

Nota biograficzna

Marek Słomiak. Poeta, krytyk literacki, publicysta i animator kultury. W latach 1972-1976 pełnił funkcję Sekretarza, a następnie Prezesa Zarządu Koła Młodych, Oddziału Związku Literatów Polskich w Poznaniu. Z jego inicjatywy odbyły się: Sympozjum Młodej Poezji Województw Zachodnich i Północnych w Chodzieży (1973) i Ogólnopolska Wiosna Poetycka w Jarocinie (1974). W latach 1973-1978 był Redaktorem  serii wydawniczej „Witryna Poetycka” ukazującej się nakładem OKS „Odnowa” w Poznaniu. W roku 1975 Zarząd Główny Związku Literatów Polskich przyznał M. Słomiakowi roczne stypendium im. T. Borowskiego. W latach 1978-1990 redagował wydawnictwo pod nazwą „Salon Poetycki u Marka”. Pełnił funkcję Zastępcy Redaktora Naczelnego Pisma Literackiego Młodych noszącego nazwę „Tytuł”, ukazującego  się w Poznaniu (1988-1989). Był również członkiem Rady Naczelnej Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy w Warszawie, w latach 1980-1983.

Debiutował w roku 1968 zbiorem wierszy „Próby liryczne” w Centralnym Klubie Studentów Poznania „Odnowa”. Poza tym opublikował zbiory wierszy „Czas” (1973), „Wobec czasu” (1974), „…a jednak o niej”(1981) oraz „Słowo” (1987). W roku 2011 ukazała się książka poetycka „Powróćmy z długich samotnych podróży”, w roku 2012, „Otwarte cykle czasu”,

a w roku 2013 „Psalmy światłości strzegące”, który zdobył nagrodę za najlepszą książkę roku im. Ryszarda Milczewskiego-Bruno. Były jeszcze „Listy czasu jak słowa drżenie” (2016), i „Wiersze wybrane” (2018).

  1. Słomiak jest również laureatem wielu konkursów poetyckich m. in. „Konfrontacje 70”, „O beret Odnowy”, „O pierścień Dąbrówki” itp. Był założycielem grupy poetyckiej działającej w latach 1973-1977 a noszącej nazwę „Odnowa”. Publikował swoje utwory poetyckie, recenzenckie, krytycznoliterackie w Polskim Radiu, TVP2 w 1989 r., w prasie literackiej, społeczno-kulturalnej i codziennej w całym kraju. Publikował swoje utwory również w Radiu „Emaus”, w różnych antologiach i almanachach, m. in.w antologii „Poeci czasu niedokonanego”, której był pomysłodawcą. W 2018 roku został odznaczony srebrnym medalem „Labor omnia vincit” przez Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego.

Obecnie jest członkiem: Międzynarodowego Artystycznego Stowarzyszenia Tradycji Regionalnych i Narodowych „MASTRiN” Wielkopolska – Unia Europejska w Poznaniu, korespondentem Miesięcznika Kulturalno – Społecznego „Teczka – Paris” (TECZKA) Association „Les Amis de C.K.Norwid w Paryżu, Klubu Literackiego „Dąbrówka” w Poznaniu, członkiem Redakcji Kwartalnika „Okolica Poetów” w Poznaniu, członkiem  Fundacji Literackiej  w Poznaniu, członkiem Wielkopolskiego Oddziału ZLP..

Marek Słomiak

kilka wierszy z tomiku Błękitność błękitnieje w Słowa bramie:

 

przy tobie

błękitność błękitnieje

przy tobie

jakby szept planety

stał się istotą niezwyczajnej

przytomności umysłu

tak głaszczesz głowę smutnego

istnienia jakbyś

poświatą uczucia chciała

utulić wszechświata zmienność

– – błękitność błękitnieje

w tobie

szeptem czułym i rozumianym

 

przez

Norbertowi Skupniewiczowi

 przez sztuczną rozpacz

krajobrazu jak porcelanę

potłuczonej twarzy – przebywasz

wzrokiem

podróżą niezwykłej

troski

poprzez maski

i masek tych przekłamania

nawet w słowach uczuć

w dźwiękach ciała rozkosznych

nawet w byciu zadanym

przez niebywale skomplikowany

czas

w podróży zwykłej

przez miraże myśli

nieskonsolidowane jak

rozpierzchnięta przestrzeń

i poprzez cisze twoje

wewnętrzne modlitwy

jak duch przypominania

i obrazu

i dźwięku

tej bramy domniemywanych

przyszłości – – sobą  j e s t e ś

 

zagubieni…

zagubieni w czasie

w przestrzeniach szukający

odnalezieni w sobie

– jakże to łatwe

acz trudne do wypowiedzenia

jak szyfr pancernej szafy

z której uciekło powietrze

duszno w samotni

i brak składnej myśli

ścian rozchwierutanie

a okna pozamykane

na głucho

zagubieni już w sobie

w przestrzeni odnalezieni

już poranieni

szukamy wyrazu niezakłóconej

ciszy dotyków i spojrzeń

w sobie

 

nic pewnego

i wydaje się całym ciałem że ktoś idzie krok

za krokiem wybija takt swój skradający

się grzech ulicy w złudnych cieniach pokraczny

wieczór depczący od snu i dalej niby sucha

łodyga kalii smutnie

widoczna

szarością

jak wspomnieniem o spokojnej wstążce czasu

– może to ja patrzę nie wiedząc nic pewnego

stąpam skrywając tyle bólu słowami uwiązanego

kroku który jak ucieczka z przybytku sobowtóra

lustrzanego przekleństwa ginie z chwilą spojrzenia

za siebie – – jeśli ginie

 

z Otella i Desdemony

Otello powolny swym zmysłom

daremnym

kochał ponad grzech

był – – jądrem wszystkich

gwałcących myśl podszeptów

a ty

a ja

a my

przez rozbieżne zbiegi ulic

łżących okoliczności – nie szukaliśmy

prawdy kryształów tęsknot

staliśmy w pyle rzuconym

w różne strony rozumu

w różne strony rozmów

– w atmosferze utrwalonych

jak w domu

– a teraz

wciąż i wciąż milczymy

w twarzach tuleni

w dłoniach całowani

Otello uwierzył uczynnym

zwodnikom fałszu – a my

rozpaczliwym przypadkom

zwierzyliśmy się – zawierzyliśmy

więcej: marek_slomiak

Marek Słomiak, Błękitność błękitnieje w Słowa bramie. Wstęp: Jacek Juszczuk. Projekt graficzny: Józef Petruk. Wydawnictwo „Bonami”, Poznań 2020, s. 68.

 

db