Paweł W. Płócienniczak- pierwszy krotoszynianin w Związku Literatów Polskich…

logotypy Krotoszyńskiego Ośrodka Kultury

Krotoszyński Ośrodek Kultury:

Z nieukrywaną radością przekazujemy Wszystkim taką informację. Nasz kolega, Paweł Władysław Płócienniczak przypuszczalnie jako pierwszy krotoszynianin został członkiem Związku Literatów Polskich !!! Bardzo nam miło, że mamy w naszym zespole pisarza! Paweł ma naprawdę powód do dumy a my – jego koledzy i koleżanki z pracy serdecznie Mu gratulujemy! Lekkiego pióra na przyszłość Panie Pawle.

Przy okazji przypominamy filmową premierę najnowszej książki Pawła pt. „Kilka Słów”. https://youtu.be/8aXQEOZA-Is

Paweł W. Płócienniczak

Paweł Władysław Płócienniczak (ur. 1957 r. w Krotoszynie), poeta, aforysta, fotografik, animator kultury. Współzałożyciel i członek krotoszyńsko-kalisko-ostrowskiej Osobnej Grupy Literackiej Poboki. Redaktor wielu publikacji w prasie ogólnopolskiej, poznańskiej i kaliskiej. Także fotografik, autor kilku wystaw, w tym autorskich o rodzinnym Krotoszynie oraz wyprawach żeglarskich dookoła Bałtyku, na Korsykę i Sycylię. Laureat kilku konkursów fotograficznych. Autor okładek, fotografii i projektów graficznych wielu książek z dziedziny literatury i historii. Decyzją Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego otrzymał Medal Zasłużony dla Kultury Polskiej. Członek Wielkopolskiego Oddziału Związku Literatów Polskich.

Wiersze autora:

Sezon na peryferiach

Słowami swoje terytorium znaczę,

czasami nowe i jeszcze nieznane,

nie wiem co i kiedy tam wyrośnie,

może tylko marzenie o zbiorach.

Na moich starych śmieciach cisza,

sezon na ciszę trwa tu wiecznie,

na peryferiach i pobokach świata,

jak bochen dojrzewa prowincja.

Tu autentycznie, bez manifestacji,

rodzą się wiersze i rodzą się dzieci

i tu nie muszę dochodzić do siebie,

bo oprócz mnie nie ma tu nikogo.

Ten mój okrajek wszechświata

co ani z bliska nie jest, ani też daleka

wyjściem jest, wędrówką i powrotem,

ziemią przeklętą i kiedyś obiecaną.

To są rewiry wiecznych sprzeczności,

tu się początek z końcem miesza,

słońce i księżyc razem tutaj świecą

nie pomne astronomii dni i noce.

Słowami swoje terytorium znaczę,

słowami hańbię i staję w obronie,

to wytęskniony, to marnotrawny,

syn peryferii nieskończonych.

Z tego miasta

Ja jestem synem tego miasta

Spóźnionym wnukiem tej ulicy

To tutaj wstało moje słońce

I tu zaćmiły się księżyce

Pomiędzy brukiem a chmurami smutku

W gęstych kałużach i gardłach podwórek

Cudem przemiany stałem się człowiekiem

Ja szczur marnotrawny ja syn co wędrowny

Homel Drohobycz i stary Krotoszyn

Miasteczka nasze spod orłów i menory

Jednych już nie ma inne trawi nuda

Dzieckiem im jestem i sumieniem żywym

W szarych pokojach z papierowych tapet

W śmiertelnie sinym elektrycznym świetle

W brązowych ramkach dogorywa spokój

A łóżka milczą nie krzycząc w zachwycie

Świat zasnął na rysunkach Bruna

Piękne kobiety włożyły już trzewiki

Strych opuściły cudowne ptaszyska

Nieliczni żywi zamarli w zachwycie

Ja jestem synem tego miasta

Spóźnionym wnukiem tej ulicy

To tutaj wstało moje słońce

I tu zaćmiły się księżyce

My

Wóda wgryzała się w blaszany kubek,

resztki emalii cięły młode gardła,

toasty jak zaciśnięte pięści zagłuszały rozpacz,

a bruderszafty miały łączyć nas na wieki.

O zmroku wychodziliśmy z butwiejących kamieniczek,

szliśmy wąskimi uliczkami o zapachu kiszonej kapusty,

w uchylonych oknach gasły smutne oczy dziewcząt,

ulicą turkotał kondukt za trumną młodego Wertera.

W kieszeniach skrywały się barowe serwetki

z okrągłą pieczęcią kufla i pijanym wierszem,

to poezja uczyniła nas ludźmi wolnymi

wśród nosicieli teczek i szarych prochowców.

Z każdym krokiem było coraz mniej do przejścia,

miasteczko powoli zapadało się w kałuży mroku,

z Wergiliuszem śpiewaliśmy obojętnym i głuchym

epitafium na cześć i pamięć naszej młodości.

db