Eugenia Zawidzka członkinią Wielkopolskiego Oddziału ZLP

Na tegorocznej sesji jesiennej Komisji Kwalifikacyjnej Zarządu Głównego ZLP została przyjęta do naszego oddziału ZLP Eugenia Zawidzka, poetka, animatorka kultury, dziennikarka  . O jej twórczości Komisja napisała: EUGENIA ZAWIDZKA: ” Poetka. Autorka 7. książek poetyckich. Nadesłała trzy tomy wierszy. Poezja ciekawa, profesjonalna. Interesujące metafory. Dzięki jej poezji odkrywamy – radość i ból istnienia”. Witamy nową koleżankę w naszych szeregach.

Promocja książki poetyckiej Eugenii Zawidzkiej w Forum Synagoga |  OSTROWWLKP.INFO

Eugenia Zawidzka urodziła się w 1950 r. w Dębiczu koło Grabowa. Dotychczas wydała pięć książek poetyckich z wierszami dla dorosłych: „Chleba smak”, „Życiu nie mówię nie”, „Pod powiekami słów”, „Rejestry dźwięku”. „Na krawędzi dnia” oraz dwie książki dla dzieci: „Słonecznikowe lato” i „Bajkowe zwierzaki na ścieżkach przygód”. Autorka zdobyła ogólnopolskie nagrody i wyróżnienia poetyckie. Jest autorką aforyzmów, fraszek, haiku, opowiadań i piosenek. Teksty Eugenii Zawidzkiej zostały zamieszczone w ponad dwudziestu książkach wydanych przez różne instytucje.

O jednej z jej książek Rejestry dźwięków  krytyk literacki  dr Tomasz Gruchot napisał:

Mowa wiązana – mowa wiążąca

(o Rejestrach dźwięku Eugenii Zawidzkiej)

Odkąd klasyk raczył stwierdzić, że język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie, fakt ten stał się praktycznie obiegową prawdą, funkcjonującą niemal na prawach dogmatu. Nie oznacza to oczywiście braku prób rozkruszenia tradycyjnego fundamentu niewyrażalności – czy ściślej – zgody na niewyrażalność. Zmagania te wszakże, choć często intensywne i atrakcyjne artystycznie, okazują się propozycjami cząstkowymi, a przy tym również trudnymi lub nawet niemożliwymi do zastosowania poza konkretnym, indywidualnym przypadkiem. W ten sposób zrodziła się przecież już niejedna dykcja poetycka, czy charakterystyczne wyróżniki stylu.

Nowy zbiór poetycki Eugenii Zawidzkiej to także przypadek tego rodzaju – z silnym rysem autorskim, będącym manifestacją oraz zakreśleniem własnego obszaru emocji i estetyki. Sygnały obwieszczające tę własność nie są wszakże nachalne. Jak przystało na mowę wiązaną, ujawniają się subtelnie i wielobarwnie, podkreślając na każdym kroku semantyczną rangę niuansów. Rejestry dźwięku przypominają bowiem odgłosy natury swobodnie rozbrzmiewające w przestrzeni, której nie zagłusza cywilizacyjny gwar. Głosów są wówczas tysiące, każdy osobny, a jednak nikt tej przyrodniczej symfonii nie zarzuca niespójności, czy złego smaku.

Wiersze Eugenii Zawidzkiej zdaje się łączyć właśnie tego rodzaju wspólny przyrodniczy mianownik. Każde zdarzenie, jakie wygenerowane zostało na obszarze cywilizacyjnie zaanektowanym przez człowieka, przechodzi tu swoiste przysposobienie do funkcjonowania w symbiozie z naturą. Dróg do osiągnięcia tak zaplanowanego efektu końcowego znaleźć można w tomiku przynajmniej kilkanaście, a każda z nich okazuje się na tyle skuteczna, by sam wiersz zyskał prawo obecności w przygotowanym zestawieniu. Niekiedy dzieje się tak, że słowa (jako siła napędowa kultury) przechwytywane bywają przez naturę i poddawane natychmiastowej asymilacji:

wiatr chwytał słowa

na gorącym uczynku

i drżał jak liście brzozy

w jesiennym deszczu.

Innym razem będzie to próba łączenia wypracowanych kulturowo rytuałów i emblematów cywilizacji ze zjawiskami natury, ale pod dyktando tych ostatnich, by nie dopuścić do niebezpiecznego zaburzenia hierarchii:

ptasi koncert

świeżo sparzona kawa

kościelne dzwony

trzepot ptasich skrzydeł

szczekanie psa

odgłos odjeżdżających aut

urok cywilizacji

Gdy uda się już uczynić słowo łącznikiem z naturą, czy nawet nadać mu rangę elementu przez tę naturę przyswojonego, wykonać można krok kolejny, czyli dopasować do tak pomyślanego świata również najnowsze wytwory cywilizacji, które – jak twierdzi wielu – odeszły na dobre od natury, stając się dla niej konkurencyjną alternatywą. Poetce udaje się jednak w tej zimnej perfekcji, cechującej cybernetycznie zaplanowaną nową rzeczywistość, znaleźć lukę, moment niedoskonałości, ślady wieloznaczności i oznaki niedookreślenia. Bezduszna precyzja staje się w ten sposób bardziej ludzka, a przez człowieka bliższa naturze:

boję się rozbić o prawdę

na fali drgań w cyberprzestrzeni

niech nie milkną słowa

by któreś mogło zabłądzić

Autorka byłaby jednak niewiarygodna, a przynajmniej nieszczera, gdyby tomik okazał się wyłącznie zapisem zwycięskich aktów zespolenia natury i cywilizacji na obszarze mowy wiązanej. Istnieją przecież miejsca nie do odratowania, w których wspomniana łączność – gwarantująca poczucie spójności egzystencji – została utracona bezpowrotnie, a słowo wobec tego faktu pozostaje całkowicie bezradne:

Rzuciłam w niego książką

Licząc na porozumienie stron

Odskoczyła z połamanym grzbietem

To tylko beton

Na nic w takich wypadkach finezyjna wieloznaczność słów i błyskotliwy koncept, które zostaną odebrane w najlepszym 9

wypadku jedynie jako lekcja martwego języka.

Eugenia Zawidzka nie poprzestaje wszakże na demonstracji bezradności, idzie ponownie o krok dalej, by wskazać, że mariaż cywilizacji z naturą może okazać się także tragiczny w skutkach, zwłaszcza wówczas, gdy spoiwem jest naturalne, tkwiące w przyrodzie (a przez to również w człowieku) zło:

przegniły pień

co odrąbuje swoje konary

niebo zastygło z przerażenia

jeszcze wczoraj

myślała że świat ją kocha

gdy zdejmowała buciki

po powrocie z przedszkola

Mimo tak dramatycznych świadectw ostateczny wydźwięk zebranych tu wierszy pozostaje świadectwem nadziei – nie jest to jednak w żadnej mierze nadzieja naiwna. Przeciwnie, świadoma przeciwności i zagrożeń realnie ocenia możliwości człowieka, natury i słowa w zmaganiach z rozpadającym się światem. Dopóki bowiem mowa wiązana ma jeszcze moc scalającą, dopóki odradza się jako słowo wiążące, można mieć pewność, że autorka nie porzuci pióra. Jej najnowszy tom dowodzi niezbicie, że doskonale zdaje sobie sprawę z faktu, iż świat, nawet w bardzo prywatnym wymiarze, nie będzie nigdy scalony na stałe. Poezja natomiast od pewnego momentu musi pełnić również funkcję prewencyjną, by jak najrzadziej przydarzały się światu i poetom rzeczy nieprzyjemnie ostateczne.

Tomasz Gruchot

okladokladka zawidzka (1) 

 

db