Przekraczając granice. Tendencje w reportażu literackim

Autor: Agnieszka Warnke

Maciej Zaremba Bielawski zapytany o polską szkołę reportażu mówi, że są przynajmniej dwie i wymienia nazwiska Kapuścińskiego, Szejnert i Krall. Jak dzisiaj reporterzy traktują tradycję, co ich zajmuje i dokąd zmierzają?

Autorski gest

Współcześnie w reportażu dominują dwie tendencje: eksponowanie autorskiego „ja” oraz narracja eseizująca (o niej za chwilę). Pierwszą należy traktować jako rozszerzenie granic gatunku. Jawna obecność narratora-reportera w tekście niekoniecznie wiąże się z przesadnie emocjonalnym zapisem doświadczeń, osobistym rozliczeniem przyjmującym konwencję pamiętnikarską czy – mówiąc wprost – połechtaniem własnego ego. Wątki autobiograficzne mogą stać się jedynie pretekstem do stworzenia opowieści uniwersalnej. Taką jest chociażby „Wyspa Węży” Małgorzaty Szejnert. Próbując rozwikłać rodzinną zagadkę, autorka natrafia na przemilczany epizod II wojny światowej: przymusowy pobyt polskich oficerów na wyspie Bute. Reporterka jest jednocześnie przewodnikiem i partnerem czytelnika w odkrywaniu kolejnych kart historii.

Fragment okładki „Wyspy węży” Małgorzaty Szejnert

Olga Gitkiewicz, "Nie hańbi"
Olga Gitkiewicz, „Nie hańbi”, fot. materiały prasowe

Rodzinne dokumenty posłużyły za kompozycyjne spoiwo także Oldze Gitkiewicz w książce o polskim rynku pracy. „Nie hańbi” to reportaż uszyty z łączonych materiałów z widocznymi szwami. Tkaninę tworzą historie o umowach śmieciowych, mobbingu, bezrobotnych, korpoludkach (mikroświat doskonale znany autorce z autopsji), komunizmie i kapitalizmie, kryzysie lat 30. i 90. Scalają je krótkie rozdziały – „Nici” – w których Gitkiewicz sięga do korzeni i pokazuje pracownicze losy żyrardowskich przodków. Temat szeroko zakrojony, przez co potraktowany wybiórczo i raczej naświetlający problem niż poddający go głębokiej analizie. Pewne niedociągnięcia rekompensuje jednak dynamiczna narracja, dzięki której łatwiej przełknąć gorzką refleksję na temat realiów zatrudnienia w Polsce.

Z jednej strony mamy więc reportera zaangażowanego i współdoświadczającego z innymi bohaterami (ten styl w najwyższym stopniu ukazuje twórczość Dionisiosa Sturisa), z drugiej – reportera skrywającego się pod płaszczyzną faktów, niezdradzającego emocji. Ten anglosaski model wzorcowo prezentuje Justyna Kopińska, jak również Ewa Winnicka w reportażu „Był sobie chłopczyk” i Cezary Łazarewicz w nagrodzonej Literacką Nike historii Grzegorza Przemyka.

Michał Książek, "Droga 816"
Michał Książek, „Droga 816”, fot. materiały prasowe

Jeśli zaś chodzi o eseizację nawiązującą do sposobu przedstawiania świata przez Ryszarda Kapuścińskiego, to nie od dziś mówi się o płynności gatunkowej reportażu. Czasem dochodzi do dość kuriozalnych sytuacji, w których jedna książka zostaje nominowana do nagród w dwóch różnych kategoriach. Mowa o „Drodze 816” Michała Książka wyróżnionej Nagrodą Literacką Gdynia 2016 (kategoria: esej) i jednocześnie finalistce najważniejszego w Polsce lauru za reportaż literacki. Maciej Zaremba Bielawski, ówczesny przewodniczący jury Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, mówił w wywiadzie zamieszczonym w „Tekstualiach”: „Droga 816 jest pięknym dowodem tego, że na nowatorstwo jest miejsce. (…) Dla mnie to było takie doświadczenie, jakby ktoś nagle otworzył okno.”

Joanna Czeczott, "Petersburg. Miasto snu"
Joanna Czeczott, „Petersburg. Miasto snu”, fot. materiały prasowe

Podobnie i w tym roku w finałowej piątce znalazła się pozycja zgrabnie łącząca reportaż z esejem. „Petersburg. Miasto snu” Joanny Czeczott to portret miejsca naznaczonego bolesną historią, której echa słychać do dziś. Najważniejsze wydarzenia z przeszłości zostały okraszone refleksją historiozoficzną, a współczesne problemy przedstawione z dużą wrażliwością. Autorka próbuje uchwycić wielowymiarową duszę miasta, które znika w onirycznej mgle.

Ile fikcji w fakcie?

W przekraczaniu granic gatunku nie ma nic złego pod warunkiem, że autor trzyma się prawdy. Nikt nie oczekuje od reporterów kronikarskiej relacji, a „obiektywizm” w reportażu należy włożyć między bajki. Jest jednak różnica – a nawet przepaść – między subiektywnym spojrzeniem a jawną manipulacją. Sama selekcja faktów i ich montaż to działania wystarczająco ingerujące w materię. Niedopuszczalne było zatem zamieszczenie przez Jacka Hugo-Badera fikcyjnego dialogu himalaistów w książce „Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak”, nawet jeśli gdzieś później padło pytanie: „Mogło tak być?”.

Nie do przyjęcia było także wykorzystanie dialogów filmowych przez Witolda Szabłowskiego w reportażu z antologii „Mur. 12 kawałków o Berlinie” w sposób sugerujący osobistą rozmowę reportera z bohaterami – podanie źródła na końcu tekstu bez właściwego przypisu jest niewystarczające. Wprowadzenie czytelników w błąd nie może być usprawiedliwione walorami artystycznymi czy brakiem czasu. Obaj autorzy mają na tyle wprawne pióro, że nie muszą uciekać się do podstępu, by przykuć uwagę czytelnika. Ta droga zawsze okazuje się ślepym zaułkiem.

Jacek Hugo-Bader, "Długi film o miłości. Podróż na Broad Peak"
Jacek Hugo-Bader, „Długi film o miłości”, fot. materiały prasowe

To, że reportaż literacki sytuuje się na pograniczu dziennikarstwa i literatury pięknej, nie oznacza pełnej swobody w czerpaniu z obu dziedzin. Przykłady Hugo-Badera i Szabłowskiego to jawne zerwanie paktu faktograficznego, który każdy twórca książek non-fiction zawiera z odbiorcą. Polega on na zobowiązaniu autora do zachowania zgodności z faktami, szczegółowości (czyli dokładności) i zwięzłości. O reportażu jako kontrakcie prawdy mówi Piotr Nesterowicz, reporter i redaktor naczelny „Pisma. Magazynu opinii”, przykładającego dużą wagę do fact checkingu. Rzetelnego sprawdzenia informacji przez specjalistów zabrakło w przypadku publikacji „Cyklonu” Andrzeja Muszyńskiego, któremu zarzucono błędy merytoryczne. Kropla drąży skałę, jedna nieprawdziwa wzmianka podważa wiarygodność całej treści, a czytelnik traci zaufanie nie tylko do autora, lecz także do całego gatunku. Pytanie, ile takich „półprawd” i skaz nie wykryto?

Przyłapanie reportera na gorącym uczynku za każdym razem wywołuje żywe dyskusje w środowisku (doświadczeni dziennikarze zazwyczaj spierają się na łamach prasy, młodsi wykorzystują w tym celu media społecznościowe). Jedni podpisują się pod słowami – żeby przywołać klasyków – Krzysztofa Kąkolewskiegoo fikcji będącej porażką autora, drudzy hołdują Wańkowiczowskiej mozaice. I za każdym razem spór umiera śmiercią naturalną. Jest jednak przynajmniej jedna korzyść tych dywagacji: narodziny bardziej świadomego i krytycznego czytelnika. Jeśli dodamy do tego samokrytykę i dyscyplinę reportera, cel zostanie osiągnięty.

W stronę literatury

Pytanie o prawdę w reportażu literackim odsyła do definicji gatunku, a w szczególności do jednego elementu. Przymiotnik „literacki” wskazuje na sposób prezentacji faktów (!), oryginalną formę, oddanie kolorytu sprawy, stosowanie środków artystycznego wyrazu w celach estetyzujących, ale nie przekłamujących rzeczywistość. Utożsamianie go z fikcją jest nieporozumieniem, wręcz oszustwem. Literackość powinna być traktowana jako dookreślenie gatunku; walor, a nie główny wyznacznik; punkt dojścia, a nie wyjścia. Jeśli ktoś nie potrafi wystrzec się pokusy zmyślenia oraz pogodzić piękna języka z dokumentalnym przekazem, to może powinien zająć się czymś innym? A przynajmniej wyraźnie uprzedzić czytelnika o konfabulacji oraz zmienić klasyfikację gatunkową prezentowanej treści, jak zrobił to Wojciech Jagielski w rozmowie z Agnieszką Wójcińską („Reporterzy bez fikcji”):

Uważam, że Nocni wędrowcy nie są reportażem, bo występują w nich postaci fikcyjne. Stworzone z prawdziwych cech, ale wymyślone. A reportaż jest kanonem dziennikarskim, czyli nie może kłamać. Bartosz Marzec napisał, że to jest powieść dokumentalna, i to mi odpowiada.

Perspektywa stworzenia powieści uniwersalnej mającej większe grono czytelników niż reportaż albo po prostu chęć sprawdzenia się w innym gatunku zyskuje coraz więcej zwolenników. Na ten krok nie zdecydował się Kapuściński, choć jego książki coraz częściej można znaleźć na półce z literaturą piękną (zapewne za sprawą biografii autorstwa Artura Domosławskiego). Czyżby przypuszczał, że to podważy wiarygodność wszystkiego, co dotychczas napisał? Takich obaw nie ma Justyna Kopińska, która pracuje nad powieścią opartą na swoim reportażu „Nieśmiertelność chrabąszczy” z tomu „Polska odwraca oczy”, w przyszłości zapowiada kryminały, a ostatnio napisała też scenariusz do filmu o siostrze Bernadetcie. Andrzej Muszyński na zmianę serwuje czytelnikowi literaturę faktu („Południe”, „Cyklon”), opowiadania („Miedza”) i powieści („Podkrzywdzie”, „Fajrant”), coraz bardziej skłaniając się ku fikcji. Można również zaobserwować migracje w drugim kierunku. „Wielki przypływ” i „Terremoto” Jarosława Mikołajewskiego to przykłady hybrydy poezji z reportażem, a zwrotu ku typowej opowieści dokumentalnej nie wyklucza Olga Tokarczuk na wypadek znudzenia czytelników swoją prozą. Po jej ostatnim międzynarodowym sukcesie wydaje się to mało prawdopodobne.

Biografie non-fiction

Anna Bikont, "Sendlerowa w ukryciu"
Anna Bikont, „Sendlerowa. W ukryciu”, fot. materiały prasowe

Coraz większą poczytność mają biografie reporterskie. Na czym polega ich fenomen? Prawdopodobnie chodzi o metodę pracy: już nie archiwa i biblioteki są głównym źródłem wiedzy, lecz przede wszystkim rozmowy z ludźmi, którzy w ten czy inny sposób byli związani z bohaterem. Nie suche fakty, ale opowieść o nich. Nie kalendarium życia, tylko żywa narracja. Małgorzata Szejnert musi najpierw opisywaną postać zobaczyć w głowie. Magdalena Grzebałkowska twierdzi:

(…) żeby ożywić człowieka, to trzeba dowiedzieć się: co jadł na śniadanie, ile kosztowała bułka, w co się ubierał, w co grał, z kim się spotykał. Z tego się właśnie zszywa bohatera.

Jedni koncentrują się na wypełnianiu luk, szukaniu nieznanych informacji. Inni opowiadają historię od nowa, odtwarzając życie fragment po fragmencie (nie ogół, a szczegół). Są też tacy, którzy weryfikują mity, rozbijają schematy myślowe. Przykładem może być tegoroczna laureatka Nagrody Kapuścińskiego Anna Bikont, która w Irenie Sendlerowej zobaczyła nie bohaterkę historyczną, a człowieka. Reporterzy nie piszą biografii na kolanach, co paradoksalnie działa na korzyść postaci.

Czytelników biografii coraz częściej przyciąga już nie tylko sam bohater opowieści, lecz także nazwisko autora. Jeśli ten ostatni w dodatku ma na swoim koncie kilka bestsellerowych pozycji – a najlepiej i nagród – to zyskuje duży kredyt zaufania odbiorców. Nietrudno wyobrazić sobie sytuację, w której ktoś niezainteresowany muzyką jazzową sięgnie po biografię Krzysztofa Trzcińskiego ze względu na pióro Grzebałkowskiej. I nie rozczaruje się. „Komeda. Osobiste życie jazzu” to książka z charakterem. Reporterka umiejętnie operuje kontrastem, od początku do końca utrzymuje równy, wysoki poziom. Jedno zdarzenie przedstawia z kilku perspektyw. Wyraźnie kreśli tło: dowiadujemy się, czym był jazz w latach 50. i 60. oraz jak wyglądało życie polskich artystów w Hollywood. Wszystko opowiedziane powściągliwie, a jednocześnie z pasją. Grzebałkowska spłaciła więc dług z nawiązką.

Poza tym biograf może odczuwać ogromną presję ze strony czytelników, w tym krytyków. Na przykład: co nowego można powiedzieć o Krzysztofie Kieślowskim, o którego życiu i twórczości napisano już setki artykułów, dziesiątki książek, nakręcono kilka filmów dokumentalnych, a niesłabnącą popularnością wciąż cieszy się jego autobiografia? Miłośnicy talentu reżysera z pewnością już zacierają ręce na zbliżającą się premierę reporterskiej biografii autorstwa Katarzyny Surmiak-Domańskiej. Wiedząc, że reporterka nie unika trudnych pytań, a w jej twórczości dominuje socjologiczne ujęcie tematu, można spodziewać się kolejnej interesującej publikacji.

Quo vadis, reporterze?

Stosunkowo nieliczni reporterzy wykorzystują szansę, jaką daje internet (oczywiście poza promocją własnej osoby, a przy okazji i książki). Warto jednak zwrócić uwagę na kilka projektów mających swoje źródło lub kontynuację właśnie w tym medium.

Aneta Prymaka-Oniszk, "Bieżeństwo 1915"
Aneta Prymaka-Oniszk, „Bieżeństwo”, fot. materiały prasowe

Z pozoru niewielką siłę oddziaływania mają inicjatywy indywidualne. Na początku 2014 r. Aneta Prymaka-Oniszk założyła stronę o bieżeńcach – uchodźcach z terenów zajmowanych przez armię niemiecką podczas I wojny światowej, którzy szukali schronienia w Imperium Rosyjskim (Polacy stanowili wśród nich ponad 13 procent). Stworzyła w ten sposób swoiste kompendium wiedzy i platformę komunikacji. Jej prywatna opowieść zamieszczona na blogu uruchomiła lawinę innych, podobnych. W 2016 r. powstała reporterska książka „Bieżeństwo 1915”, w której Prymaka-Oniszk bardzo plastycznie odtworzyła zapomnianą kartę historii. Strona internetowa aktualizowana jest na bieżąco, a autorka nadal zbiera wspomnienia potomków (od bieżeństwa 1915 do lat po II wojnie światowej) i zapowiada cykl reportaży. Aspirującym reporterem-blogerem jest również Konrad Kruczkowski, którego reportaż o ojcostwie „Jesteśmy Głusi” został wyróżniony nagrodą Newsweeka im. Teresy Torańskiej.

Zdecydowanie na większą skalę były zakrojone przedsięwzięcia dotyczące polskich miast. Wielowątkowy projekt dokumentalny o stolicach dawnych województw – z centrum dowodzenia w Warszawie – był internetowym magazynem, który tworzyli dziennikarze z całej Polski. Przyglądali się oni życiu mieszkańców i wyzwaniom współczesności. Za książkową odsłonę „Miasta Archipelagu” odpowiadał Filip Springer. Barwne, reporterskie opowieści uzupełnił dziennikiem z podróży prowadzonym w typowym dla siebie, facebookowym stylu. Na odpowiedź jeszcze mniejszych miejscowości nie trzeba było długo czekać. W roku 2017 wystartował projekt „Światła małego miasta”, który zaowocował kolażem reportaży pod redakcją Magdaleny Kicińskiej. Tym razem udostępnionych czytelnikom bezpłatnie w sieci.

Odrębną gałąź stanowią reportaże multimedialne. W tej dziedzinie w polskim dziennikarstwie standardy wyznacza Outriders – inicjatywa angażująca czytelników z całego świata (dwie wersje językowe). Dbając o stronę wizualną i przede wszystkim jakość prezentowanych treści, reporterzy podejmują tematykę międzynarodową, na Polskę patrzą z perspektywy globalnej.

Ostatnio zrealizowali reportaż interaktywny „Deep Breath” w 11 aglomeracjach zmagających się ze smogiem na 5 kontynentach. Współtwórca Outriders Jakub Górnicki realnie ocenia przyszłość reportażu multimedialnego, twierdząc, że ten nie zastąpi reportażu literackiego. Nie można jednak nie dostrzegać potencjału tego typu przekazu, przyciągającego nowego odbiorcę. Może więc multimedialność nie wyprze tradycyjnego reportażu, lecz będzie jego dopełnieniem, atrakcyjną zachętą do lektury książkowej?

 

Autorka: Agnieszka Warnke, czerwiec 2018

Autor: Agnieszka Warnke