Nie żyje Andrzej Bartyński
Poeta uderza w bęben słów, aby go mogli wszyscy usłyszeć,
wszyscy, którzy idą przez świat w rytmie orkiestry życia, naszego życia.
Andrzej Bartyński
By sztuka tanich dobrych uczynków była na miarę naszych czasów.
Andrzej Bartyński
Wczoraj, w sobotę 16 czerwca 2018 r., po długotrwałej chorobie zmarł
ANDRZEJ BARTYŃSKI
WIELKI PIEWCA POETYCKIEGO SŁOWA
Poeta, przez 25 lat Prezes Dolnośląskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, a potem Honorowy Prezes Oddziału. Honorowy Obywatel Polanicy Zdrój.
Jego ukochanej żonie, Krzysi Bartyńskiej, rodzinie zmarłego oraz członkom DO ZLP i obecnemu prezesowi Zarządu DO ZLP – Kazimierzowi Burnatowi
serdeczne wyrazy współczucia.
Cześć Jego Pamięci!
Urodziłem się poetą i piszę to, co myślę, i robię to, co myślę, a to nie wszystkich zjednywa i przyjaciół jakby trochę mniej. Jako prezes ZLP mam takie credo: koleżeństwo, lojalność, przyjaźń. Moje środowisko traktuję nie tylko jako elitę społeczną, ale uczulam ich na wzajemną pomoc, odrzucenie zawiści. Człowiek, by się dobrze czuł, musi istnieć w grupie wsparcia. To ułatwia życie.
Twórczość
Jako poeta debiutował w 1956 roku wierszem „Rapsod o Jesieninie”, opublikowanym we wrocławskim czasopiśmie „Życie Uniwersytetu”.
Dorobkiem literackim Andrzeja Bartyńskiego są następujące książki poetyckie:
- Dalekopisy (1957) – Wydawnictwo Związku Literatów Polskich Oddział Wrocław
- Zielone wzgórza (1960)
- Komu rośnie las? (1965)
- Ku chwale słońca (1974)
- Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie bar Cin-Cin (1977)
- Wojna. Wyspa. Skarabeusz (1982) – Wydawnictwo Zakład Narodowy im. Ossolińskich we Wrocławiu
- Wróć, bo czereśnie (1997)
- Te są ojczyzny moje (1999)
- Taki świat – trylogia poetycka (2001)
- tom I „Poranek” – Oficyna Wydawnicza SUDETY we Wrocławiu
- II tom „Południe – Oficyna Wydawnicza SUDETY we Wrocławiu
- III tom „Oderwanie” – Oficyna Wydawnicza SUDETY we Wrocławiu
- „Piętnaście dni w Dusznikach a nasz dom w Polanicy” /2008/ – Wydawnictwo Jakopol Wrocław
- „Poezje wybrane”/2009/ – Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza Warszawa, cykl Biblioteka Poetów
Odznaczenia
- Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski (2005)
- Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
- Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
- Krzyż Partyzancki
- Srebrny Krzyż Zasługi
- Krzyż Armii Krajowej
- Złoty Medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju”
- Srebrny Medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju”
- Brązowy Medal „Za Zasługi dla Obronności Kraju”
- Medal Komisji Edukacji Narodowej
- Medal „Pro Memoria”
- Srebrny Medal „Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej”
- Medal Zwycięstwa i Wolnoś,
- Odznaka „Syn Pułku”
- W 2010 roku otrzymał srebrny medal Zasłużony dla Kultury Gloria Artis.
- W 2013 roku otrzymał medal Pro Patria i odznakę honorową złotą Zasłużony dla Województwa Dolnośląskiego.
Był wielokrotnym laureatem krajowych festiwali poetyckich „Kłodzka Wiosna Poetycka”.
W 1974 r. otrzymał stypendium rządu włoskiego, a w 1979 r. stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki na pobyt w ZSRR.
W 1984 r. otrzymał nagrodę Miasta Wrocławia za osiągnięcia literackie.
W roku 2001 – był nominowany do międzynarodowej nagrody literackiej Filantrop
oraz otrzymał Nagrodę Październikową Wrocławia – Dla Najlepszych, nadaną przez Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury.
W 2007 roku został laureatem Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury.
W roku 2009 otrzymał nagrodę literacką im. Ks. Jana Twardowskiego za najciekawszy tom poezji /Piętnaście dni w Dusznikach a nasz dom w Polanicy/.
Człowiek Roku 2009 Polskiego Związku Niewidomych.
Za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury został w listopadzie 2009 roku uhonorowany Nagrodą Marszałka Województwa Dolnośląskiego.
Honorowy obywatel miasta Polanica Zdrój, od 2003 roku pomysłodawca, twórca i współorganizator corocznych międzynarodowych festiwali poezji odbywających się w Polanicy Zdroju „Poeci bez granic”.
Po jego rezygnacji z funkcji Prezesa Zarządu członkowie Dolnośląskiego Oddziału ZLP przyznali mu tytuł Honorowego Prezesa DO ZLP.
Opracowała: Danuta Bartosz
Andrzej Bartyński – wiersze
Anioł i Róża
Szukałem Cię w czerwonej róży
ale Ciebie tam nie było
szukałem Cię w zielonej trawie
ale tam tylko polny konik
szukałem Cię w teatrze w literaturze
w śpiewie i fortepianie
A Ty przyszłaś jak anioł codzienności
Ja otworzyłem Tobie drzwi
i teraz jesteś moim każdym dniem
Czerwoną różą w dłoni serca
Pocałunek oczu
Idzie poeta przez czasy
a ona — żona — z różą
patrzcie już wieczór — gwiazdy
oczy swe srebrne mrużą
Stanęli
przytulił poeta żonę
Westchnęli
jakie te gwiazdy słone
Pod balkonem
Ja z Tobą chleb jabłko gruszkę
Ja z Tobą świat słońce burze
Ja z Tobą ulice place lotniska
Ja z Tobą stół dom czerwoną piżamę
Czerwone usta pelargonii na balkonie
ryczą na całe gardło o miłości
a ludzie zatykają uszy z przerażenia
Ja z Tobą czosnek cebulę na klawiaturze fortepianu
Zatańczmy pod błękitnym niebem przy muzyce sfer
Ja z Tobą do końca słońca oceanu aż wyparuje woda
Ja z Tobą do kropli kropki
kropli kropki kropli kropki
Kropka
Ja z Tobą w chlebie w niebie w słońcu i fortepianie
a pod balkonem zatykają uszy
Aqua Marzenna
Nad senniejącą wodą Milczących Ust
pod tytoniową łodygą letargu
zapamiętałem rozmarzeń naszych plusk
zieleniejący na bombajce czasu
A na piętnastu rubinach
wirują kółka w moim zegarku
powstaje godzina – dąb ją usłyszał
nadstawia ucha bajkom
Na perskim rynku pachną dziewczęta
i w koszach zerwane cytryny
jak tłum motyli płyną derwisze
w brodatych turbanach nargilli
Delirium tremens to białe myszy
nad rzeką z rumem jamajka
w piasku się bawi z dziećmi bazyliszek
i wulkan dymi jak fajka
U smukłej kobiety koloru kawy
wybrzeżem nocy kochanek się zjawił
przez biodra przejdzie tygrys płomieni
zjadaczów brzoskwiń w burze zmieni
A z Monte Carlo śpiewa Murzyn
że słońce jest jak wielki bursztyn
że kocha swoją czarną muzę
o hej ja hej jak Murzyn
W zatoce pereł mruczą fale
palacze opium dziwnie śnią
skradziony księżyc na tapczanie
w cyrku się śmieje Din i Don
W cygańskim mieście wśród namiotów
wyrosłem na apasza gwiazd
całując morelowe oczy kocic
ogniste oczy moich snów
splatałem im w lubieżne sploty
włosy ze stu moich wróżb
W cygańskim mieście wśród namiotów
Liszt kampanelle swoje grał
i Aleksander stał Gierymski
w pomarańczarki towarzystwie
Kto wśród magnolii posąg wymyślił
na cześć rozpasanej bachantki
kto się miłością spił w nieprzytomność
poeta znad pustej szklanki
Wtem się rozpłakał na pachnąco
czerwony goździk z krwią gorącą
tuż za „Altaną” Aleksandra
O gwiazdo cygańska
Cyganko z Szopenowskiego walca
złota dziewczyno skąpana w astrach
córo Gounoda
oblubienico Petrarki i Fausta
Na obłąkany turecki bez
na rozedrgane żółte tulipany
swą krew bym zgarnął diabłu w gardło
za muzykalność
najdoskonalsze mi zwierciadło
Za ludzką rzecz
1951 r.
Rapsod o Jesieninie
I
Niebo jest złote jak plaża
a nocą księżyc jak róża
Nie dla mnie przyświeca gwiazda
gdy mi się droga zachmurza
Płonie słońce nad światem
ludzie się w słońcu złocą
Do siedmiu czarnych bajader
odejdę ja białą nocą
Może mnie wspomni blondynka Joanna
zielonooka jak morska zieleń
a może wiatr mnie rozczuli jak szampan
gdy się spotkamy – ja i Jesienin
II
W przedpotopowej bryczce my obaj
bo księżyc się nie liczy
zaczęliśmy cwałować do cygańskiego miasta
Powiedziałeś mi wtedy o czymś dziwnym
o różach płonących na marne
o gorejącym Krzyżu Południa
co zabłąkanym objaśnia drogę
I powiedziałeś mi o zmierzchach
spokojnie smutnych przemytnikach
Tylko nie wiem od czego miałeś krew na mankiecie
i taką twarz z alabastru poeto w randze jesieni
III
Perło poezji wetknięta w morze
gdzie jesteś
Deszczu jesienny tragarzu łez najsmutniejszy
bądź gotów – gdzie jesteś
Z portu nadziei odpłynie nasz jacht
pod wiatr pod wiatr
W zgaszonym krzyku mew
ten step pod nami jest niepewny
ta toń pod nami to głębina
Fale na rozstawionych nogach biegną
a nam się czerwień róży śniła
pod wiatr pod wiatr
IV
Marmurowy obelisk nie ocali mnie
purpurowy twój dotyk – oman
idę manowcem – płakać się chce
O poły surduta wiatr się zazębia
niebo jest chmurne i ziemia pochmurna
idę za tobą jak Dante
idę za tobą
idę
już spopielała perła
V
Dzwoni księżyc tak cienko
jak dzwonek w maleńkiej operze
Kto mi zanuci „Wróć do Sorrento”
komu na tym zależy
Astry kwitną jesienne
Cyprian by je malował
blade i takie srebrne
jak ta łza księżycowa
Ach rośnie drzewo smutne
brzoza czarno-biała
Głowę swą jak trumnę
do jej pnia przykładam
A ty się nie wzruszaj tak łatwo Joanno
bo trzeba zapomnieć i wobec pamiątek
Jeśli nam serca z żalu się rozpadną
cicho odejdźmy i to jest początek
VI
Słyszycie jaki ze mnie trubadur
jak się tam do kochanki umizgam
jak samobójczą umiem tyradą
zagasać w pieśni i rozbłyskać
Myślicie że szukam a ja znalazłem
wołacie żem upadł a ja nie zgasnę
Pod cięciem nocy jak od miecza
stacza się słońce – gwiazda grzywiasta
Podnoszę pięści i zaprzeczam
bo z każdej nocy świat wyrasta
1956 r.
db