Z polotem – zapach w polskiej literaturze

Autor: Agnieszka Warnke
Zmysł powonienia, traktowany jako pierwotny, zwierzęcy, jest często ignorowany przez pisarzy i poetów. Jeśli już pojawia się w tekstach, to z reguły stanowi suplement opisów przyrody czy krajobrazu miejskiego. Są jednak takie utwory, których zapach upaja, drażni lub jest ich niemym bohaterem. Jak pachnie polska literatura

Zapach osobowości

Tadeusz Makowski, „Ogródek „, ok. 1922, fot. Wilczyński Krzysztof/Muzeum Narodowe w Warszawie

Dla barokowego twórcy Wacława Potockiego zapach był kobietą o dwoistej naturze. W poemacie „Rozkosz światowa” zaprezentował Cielesną Pannę Wonię, która „miała nos spory, cuch nie lada jaki” oraz jej siostrę – delikatną i pełną wdzięku Duchowną Pannę Zapach. Pierwsza dzięki ogrodniczym umiejętnościom dostarczała przyjemnych wrażeń węchowych, druga cała była zmysłem powonienia. Poprzez to alegoryczne przedstawienie poeta z Łużnej przeciwstawił ziemską przemijalność boskiej wieczności, w tle rysując sceny biblijne z rozbudowaną symboliką palenia wonnych kadzideł. Człowiek musi dokonać wyboru między ulotnym pięknem a obietnicą trwałości.

Aspekt duchowy towarzyszył też refleksji Franciszka Mirandoli. Młodopolski poeta sięgnął po staroindyjskie teksty o treści filozoficzno-religijnej (stąd tytuł: „Z Upanishad”) i znane z buddyzmu czy hinduizmu pojęcie Nirwany. W wierszu szczęście utożsamiane jest z kobietą, a tej przypisuje się aromat irysów: „Irysy pachną. Nie! to nie są kwiaty! / To pięknych kobiet błąkają się dusze”. Liryka młodopolska bardzo często oddziałuje na emocje poprzez przywołanie motywów roślinnych, fuzję egzotycznych i rodzimych wzorców kulturowych.

Kwiat to najczęściej spotykany w poezji atrybut kobiety. Jego słodka nuta w połączeniu z ludzkimi feromonami może stworzyć duszącą, narkotyczną kompozycję. Tę z jednej strony subtelność, z drugiej – erotyczną, wręcz destrukcyjną właściwość chętnie wykorzystywał Julian Tuwim do konstruowania intymnej sytuacji lirycznej. U skamandryty zapach jest namiastką ukochanej osoby, buduje nastrój, staje się narzędziem ironii i instrumentem nadającym wersom melodię. W jednym z utworów zwraca się bezpośrednio do Marii Pawlikowskiej: „Na łąkę wychodzisz nocą po kwitnące słowa, / Tajne czynisz praktyki, aby pachniały ambrą i lawendą”; z kolei w „Śnie złotowłosej dziewczynki” unosi się kusicielska woń tuberozy (znamienne, że do tego kwiatu jako symbolu bezużytecznego piękna został przyrównany Karbowski z „Ludzi bezdomnych” Stefana Żeromskiego). Jednak najliczniejszą reprezentację aromatów znajdziemy w poemacie dygresyjnym „Kwiaty polskie”, który zainspirował Mieczysława Weinberga do napisania symfonii. Poeta rozważa w nim m.in. lingwistyczną niemoc nazywania zapachów, dochodząc do wniosku, że rezeda pachnie jak rezeda, a mięta – miętą (a nie pastą do zębów lub proszkiem).

Kobieta z lilią, povztówka, fot. Nowa Cyfrowa Biblioteka Narodowa Polona

Szczególny obraz miłości nakreślił Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu zaczynającym się od słów: „Gdy za powietrza zasłoną…”. Niezwykle sugestywne jest w nim kontrastowe zestawienie świata uczuć, onirycznego, wyobrażonego jako raj, w którym: „«Kochany» – szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni / jak włosów miękkich smuga, lilie z niej pachną tak mocno” z rzeczywistością wojenną i postacią dziecka czerwonego od krwi. Intensywny zapach lilii przywraca bohatera-autora do życia, jednak na krótko. Utwór powstał 13 lipca 1944 r., natomiast 23-letni poeta zmarł 4 sierpnia w powstaniu warszawskim.

Więcej aromatów kryje się w „Szafie” Olgi Tokarczuk. Bohaterką jednego z trzech opowiadań jest pokojówka hotelu „Capital”, który jawi się jako labirynt doznań węchowych. Tutaj zapach to osobowość. Za gośćmi roztacza się woń męskiego Armaniego lub Lagerfelda, papierosów, pudru, kremu przeciwzmarszczkowego, krokodylej skóry. Kolejne pokoje wypełniają: gorzki swąd pośpiechu, bałaganu, zamkniętego kręgu i beznadziejności. Bohaterka snuje domysły na temat życia ich właścicieli, aby je poczuć pozbywa się własnych kolorów i bezpiecznego zapachu (przywdziewając fartuch). W tej eksplozji pachnideł najbardziej ujmuje opis dzieci: „Ich skóra sama z siebie nie wydziela żadnych woni, łapie tylko i zatrzymuje zapachy z zewnątrz: powietrza, wiatru, trawy rozgniecionej łokciem i cudowny, słony zapach słońca”. Z czasem i mundurek pokojówki nasyca się „zmęczeniem, potem, życiem” – nutę tego zapachu pozostawia w pokoju 228.

Chociaż ludzki pot trudno zaliczyć do przyjemnych woni, w wierszu Anny Świrszczyńskiej „Piorę koszulę” nabiera on wyjątkowego znaczenia – to zapach zmarłego ojca poetki. Wdycha go po raz ostatni: „Piorąc tę koszulę / niszczę go / na zawsze. / Teraz / pozostaną po nim już tylko obrazy, / które czuć farbą.”

Oddech śmierci

Kadr z filmu „Pachnidło: Historia mordercy”, reżyseria: Tom Tykwer, 2006, fot. Gutek Film

Najsłynniejszy na świecie olfaktoryczny morderca nie posiadał własnej woni. Powołał go do życia Patrick Süskind, a każdy, kto czytał „Pachnidło” przyzna, że w tej historii pachnie każde słowo. Po koncepcję wykorzystania zapachu w zbrodni prawie doskonałej sięgnęła Katarzyna Bonda w „Pochłaniaczu”. Co prawda atrybut ten – „jedyny i niepowtarzalny dla każdego człowieka, jak linie papilarne” – jest kluczem do rozwiązania zagadki, pojawia się niestety rzadko i mechanicznie. Niemniej należy docenić solidne przygotowanie autorki kryminałów. Bonda zgłębiła tajniki osmologii i na jej prośbę wykonano kryminalistyczne show: symulację badań zapachowych z udziałem specjalnie szkolonych psów dla każdego z fabularnych podejrzanych. Szkoda tylko, że wszelkie efekty węchowe zostały całkowicie wchłonięte przez zawiłą intrygę.

Zapach śmierci tworzy klamrę kompozycyjną w opowiadaniu „Tatarak” Jarosława Iwaszkiewicza. Tatarskie ziele to kompilacja dwóch woni: łagodnej, „«wierzbami ocienionej wody», jak mówi Słowacki” oraz ostrej, „błotnistego iłu, gnijących rybich łusek, po prostu błota”. Ta ostatnia jednoznacznie identyfikowana jest z gwałtownym zakończeniem życia. Rozpoznanie obu aromatów odbywa się nie tylko za pomocą zmysłu powonienia, lecz także uruchamiane są pozostałe: dotyk, wzrok, a nawet smak. Woń tataraku zostaje przywołana w opowiadaniu kilkakrotnie, pojawia się również w innych dziełach autora: „Młynie nad Utratą”, „Młynie nad Kamionną”, „Straconej nocy”, za każdym razem budząc negatywne skojarzenia. Iwaszkiewicz, podobnie jak Tuwim, jest jednym z najbardziej wrażliwych na zapachy twórców literatury polskiej.

Do opisów śmierci z reguły stosuje się pejoratywnie nacechowane słownictwo: odór, fetor zwłok, zaduch, swąd spalenizny; ewentualnie neutralny kadzidłowy dym. Jakże osobliwa jest więc przyjemna woń ciała męczennika z wiersza „Amen” Cypriana Kamila Norwida. Nie ma ona konkretnego aromatu, ale staje się źródłem radości, symbolem nowego życia. Doświadczenie sensualne łączy się z metafizycznym.

Ulotne wspomnienia

Zdjęcie z planu Pan Tadeusz” w reżyserii Andrzeja Wajdy, 1998, fot. Wojciech Olkusnik/Forum

Węch ma pamięć. Udowodnił to Marcel Proust w „Poszukiwaniu straconego czasu”, gdzie smak i zapach maczanej w herbacie magdalenki przywołały żywe wspomnienie dzieciństwa. „Efekt Prousta” możemy znaleźć także na rodzimym podwórku, chociażby u Andrzeja Bobkowskiego: „Nie wiem dlaczego, ale ten zapach suchych liści i wilgotnej ziemi działa na mnie podobnie jak mgła: budzi wspomnienia dzieciństwa: wspomnienia lasów koło Lidy i Nowogródka, kontury zamku Gedymina” („Szkice piórkiem”). Takie eteryczne reminiscencje wypełniają literaturę emigracyjną. Są to zapachy soczyste, przekraczające granice czasu i przestrzeni, swoją intensywnością przysłaniają oddech teraźniejszości, jak u Józefa Wittlina: „Doprawdy nie wiem, czy to już starość, że straciłem węch na uchodźczą woń kwiatów i drzew, czy rzeczywiście tutaj nic nie pachnie? A przecież lwowskie parki przywędrowały tu ze mną z wszystkimi drzewami, kwietnikami i rabatami. I lwowskie apteki, szynki i owocarnie przepłynęły ocean i po tylu latach trwają jeszcze we mnie, wciąż żywe i błogie” („Mój Lwów”).

Z określeniem zapachu ojczyzny nie miał kłopotu Adam Mickiewicz, chociaż jego twórczość należałoby zaliczyć do prawie bezwonnych. Tymczasem w „Panu Tadeuszu” króluje cudna, buchająca z kotłów woń bigosu, odczuwalna silnie tuż po polowaniu na niedźwiedzia, a także dorównujący jej aromat kawy o „zapachu moki i gęstości miodowego płynu”. Mickiewiczowskie nuty zapachowe dopełniają obrazu kraju postrzeganego jako najpiękniejszy na świecie. Tej idylli, romantycznemu mitowi przeciwstawia się Adam Zagajewskiw „Gorączce”. W powstałym podczas stanu wojennego utworze poeta trzeźwo spogląda na zniewoloną Polskę, a zmysłowo opisana codzienność (woń wilgotnych lip, smak pierwszej truskawki) przekształca się w czułą, intelektualną ironię, zakończoną ostrzeżeniem przed surowym zapachem wiosny. Przedstawiciel Nowej Fali gorzko ocenia cierpiętniczą postawę rodaków, ich bezczynność; wzywa do buntu i niezależności, również tej artystycznej.

Różnorodne aromaty tworzą klimat dziewczęcych światów Wioletty Grzegorzewskiej i Weroniki Gogoli, stając się elementem wiejskiej, utęsknionej, choć nieidealizowanej przeszłości. W „Gugułach” mamy aksamitny zapach kakao, tatarakowe ziele, ziemię przesiąkłą mułem i kardamonem, sierpniowy zaduch podgniłej słomy i krochmalu, jaśminowy i karmelowy maj. Z kolei lektura „Po trochu” Gogoli dostarcza znacznie więcej doznań smakowych niż węchowych, jednak jedno z nich jest niezwykle wyraziste – to cząstka osoby uchwycona w zapachu: „Babcia Klimcia przynosiła ser co tydzień. Pachniał jak każdy taki ser: trochę jej domem, a trochę babcią Klimcią”. Do woni małych ojczyzn należą także korzenny aromat pieczonego ciasta („Uśmiech dzieciństwa” Marii Dąbrowskiej) czy waniliowego mleka i palonej kawy („Zapach szczęścia” Tuwima).

Jestem z miasta…

Kadr z filmu „Jasminum” w reżyserii Jana Jakuba Kolskieg, 2006.Na zdjęciu: Wiktoria Gąsiewska i Janusz Gajos, fot. Best Film

Kadr z filmu „Jasminum” w reżyserii Jana Jakuba Kolskieg, 2006.Na zdjęciu: Wiktoria Gąsiewska i Janusz Gajos, fot. Best Film

Andrzej Stasiuk w „Dukli” przekonywał, że „miejsca i miasta wydzielają zapachy jak zwierzęta, trzeba tylko uparcie je tropić”. Człowiek odróżnia od kilku do kilkunastu tysięcy woni (dla porównania: pies rozpoznaje ich ponad 500 tys.), jednak w przeciwieństwie do innych stworzeń potrafi je komponować. Jedną z największych inspiracji dla perfumiarzy stała się ulica: kwiatowe „London” marki Burberry i „Soir de Paris” od Bourjois, drzewno-przyprawowe „Santo Domingo” Oscara de la Renty, orientalna „Roma” Laury Biagotti, a nawet „Warszawa”, która pachnie architekturą, muzyką Chopina i eleganckimi, silnymi kobietami (pachnidło stworzył Jan Evond Wos we współpracy z Antoine Lie). Jak na rynku perfum poradziliby sobie polscy literaci?

Małoszyce Witolda Gombrowicza pachną wiązanką ziół, wody, kamieni i kory („Dziennik”). Ryszard Kapuściński kontrastuje aromat Pińska – zimowych konfitur, śliw, moreli i jabłoni – z zapachem tropiku: „rozgrzanego ciała i suszących się ryb, psującego się mięsa i pieczonej kasawy, świeżych kwiatów i kisnących wodorostów” („Heban”). Z kolei zagubiona w Tokio Joanna Batorodnajduje drogę, podążając za unoszącym się w powietrzu curry („Japoński wachlarz”). Woń dalekiego kraju połączoną z zapachem farby, laku i kadzidła wyczujemy również w „Sklepach cynamonowych” Brunona Schulza. Zapachy są częścią tożsamości miejsca i ludzi.

A czym trąci miasto u futurystów, zwanych pieszczotliwie przez Przybosia i Nowaczyńskiego „fetorystami”? W manifeście „Do narodu polskiego” Bruno Jasieński „kicha od mdłych zapachów” i przekonuje, że człowiek nowoczesny potrzebuje „ostrych, syntetycznych wrażeń”. Takich dostarcza chociażby śpiewne miasto Adama Ważyka pogrążone w dymie fajek („Hiacynt”). Futurystyczny zmysł powonienia zwiastuje nową wrażliwość, ostrzega przed zbliżającym się zagrożeniem, a oddalając się od poznania rozumowego, zbliża ku intuicji. Aleksander Wat zbiera wonności bezdomnych oraz dostrzega złowrogie zapachy stalowych miast („Ja z jednej strony i ja z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka”), Anatol Stern wyczuwa pod niebem odurzające oranżowe trunki („Pissuary”), natomiast kawiarnianą przestrzeń Tytusa Czyżewskiego wypełniają smażone kotlety oraz miło cuchnąca cisza („Drzemka w kawiarni”). Cóż, nie każde miasto pachnie jaśminem, a jego mieszkańcy wydzielają woń czereśni, czeremchy i śliwy jak w filmie Jana Jakuba Kolskiego.

Zmysłowa iluzja

Zdjęcie z planu filmu „Przedwiośnie”, reżyseria” Filip Bajon, 2001, fot. Jacek Szymczak/Forum

W „Przedwiośniu” Żeromskiego niemile widziany jest zatęchły zaduch kamienic miejskich i podwórek, stąd marzenie Seweryna Baryki o pachnących czystością szklanych domach, będących zwiastunem nowej cywilizacji. Zdarza się, że intensywna woń kwiatów bzu prowadzi do wypadku samochodowego i bijatyki („Kwiaty polskie” Tuwima). Sławomir Mrożek w „Opowieści zbiega” przestrzega, że nawet cysterna zagranicznych perfum nie zlikwiduje fetoru martwego smoka.

Jednakże niedoścignionym mistrzem fantazji jest bezapelacyjnie Stanisław Lem. Swoją troskę o ludzkość wyraża w opowiadaniu „Ratujmy kosmos”, którego bohater po opuszczeniu Ziemi postanawia odwiedzić ulubione miejsca Galaktyki. I tak na przykład „sawanny Belurii tęczują od różnobarwnego kwiecia, wśród którego wyróżnia się cudownej piękności i woni pąsowa róża”, będąca w rzeczywistości naroślą na ogonie wędłowca. Niczego nieświadomy turysta, chcąc powąchać kwiat, może zostać zaatakowany przez drapieżcę. Z kolei zapach fetorówki obrzydlnicy, której „szczególnie energiczne okazy potrafią wytwarzać do pięciu tysięcy cuchów (jednostka odorowa) na sekundę”, służy jej do obrony przed wycelowanym w nią aparatem fotograficznym. „Co się zaś tyczy spostrzeżenia, że fetorówka w ostatnich latach zwielokrotniła swój zasięg i produkuje do ośmiu megacuchów na hektar, należy wyjaśnić, że spowodowane to zostało masowym stosowaniem teleobiektywów.”

Zapach przekracza więc nie tylko granice fizyczne, lecz także wyobraźni, co nie zawsze kończy się dobrze dla bohaterów literackich; dla czytelnika – wręcz przeciwnie.

Źródła:

  • Marian Bugajski, „Jak pachnie rezeda? Lingwistyczne studium zapachów”, Wrocław 2004
  • Beata Cieszyńska, „Okna duszy. Pięć zmysłów w literaturze barokowej”, Bydgoszcz 2006
  • Magdalena Kokoszka, „Przestrzeń n-wymiarowa i węch. Uwagi o futuryzmie” [w:] „Białostockie Studia Literaturoznawcze” nr 5/2014
  • Elżbieta Rybicka, „Sensoryczna geografia literacka” [w:] „Przestrzenie geo(bio)graficzne w literaturze”, pod red. E. Konończuk, E. Sidoruk, Białystok 2015
  • Marek S. Szczepański, Weronika Ślęzak-Tazbir, „Miejskie pachnidło” [w:] „Studia Regionalne i Lokalne” nr 2/2008
  • informacje własne

Autorka: Agnieszka Warnke, kwiecień 2018

Autor: Agnieszka Warnke


db