Adam Wiśniewski : „ZMĘCZONY SOBĄ I SWOIM CZASEM” (Aforystyka Tadeusza Konwickiego)
Tadeusz Konwicki urodził się 22 czerwca 1926 r. w Nowej Wilejce jako syn Michała Konwickiego i Jadwigi z domu Kieżun. W młodości mieszkał w Kolonii Wileńskiej,
a w latach 1938-1939 uczył się w Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta w Wilnie (edukacja w gimnazjum została zlikwidowana przez okupację sowiecką, a później hitlerowską).
Po wybuchu II wojny światowej dorabiał jako robotnik kolejowy i pomocnik elektryka w szpitalu w Nowej Wilejce. Uczęszczał w międzyczasie na tajne komplety. W 1944 r. zdał konspiracyjną maturę.
W latach 1944-1945 był żołnierzem podziemia niepodległościowego, jako członek VIII Oszmiańskiej Brygady Armii Krajowej brał udział w akcji „Burza”, później walczył w partyzantce antyradzieckiej w lasach podwileńskich.
W latach obowiązywania doktryny socrealizmu (1948-1956) będąc członkiem PZPR należał do środowiska umownie nazywanego „pryszczatymi” .
Debiutował powieścią „Rojsty”, w której nawiązywał do doświadczeń partyzanckich, przedstawiając zderzenie patriotycznego ideału z rzeczywistością wojny.
Książka została zatrzymana przez cenzurę w 1948 r. i ukazała się dopiero w 1956 r.
Nasamprzód apologeta realnego socjalizmu, a potem dysydent opisujący przaśną rzeczywistość PRL-u w utworach: „Kalendarz i klepsydra” (1976), Kompleks polski (1977), Mała apokalipsa (1979). Znamienne! Rok przed tragicznym Polskim Grudniem.
Od lat 60-tych narasta jego konflikt z władzami. Wielokrotnie podpisuje listy protestacyjne o charakterze humanitarnym, przez co w 1966 r. (po ośmiu latach członkostwa) zostaje wyrzucony z PZPR za współudział w liście protestacyjnym do władz w związku z usunięciem z partii prof. Leszka Kołakowskiego.
Prawie wszystkie jego książki to pozycje rozliczeniowe.
Dzieła takie jak „Wschody i zachody słońca” (1982), „Rzeka podziemna, podziemne ptaki” ((1985) odczytywane były trafnie, jako „socrealizm á rebours”.
W „Nowym Świecie i okolicach” (1986) Konwicki ironicznie nawiązał do treści swych utworów rozliczeniowych, wprowadzając postać narratora, który po odrzuceniu przez czytelników postanawia napisać „książkę dla cenzora, który zawsze z dbałością i czujnością śledził jego twórczość” będącą swoistą lekturą dla cenzury, która mu towarzyszyła przez większość życia.
Był świetnym rysownikiem i sprawnym reporterem. Swoje reportaże wzbogacone kreską drukował w „Dzienniku Polskim”, „Odrodzeniu”, „Nurcie”, „Po prostu”, „Świecie Młodych” i „Wsi”. Scenarzysta i reżyser, członek Zespołów filmowych: „Kadr”, „Plan”, „Pryzmat” i „Perspektywa”. Jego debiut filmowy „Ostatni dzień lata” z Ireną Laskowską i Janem Machulskim w rolach głównych, zdobył na Festiwalu Filmowym w Wenecji Grand Prix w kategorii filmów dokumentalnych i krótkometrażowych.
Po rozwiązaniu Zespołu filmowego „Kadr” w 1968 r. na fali nagonki antysemickiej, rozpoczął pracę w Zespole „Kadr”, gdzie przygotował najbardziej autobiograficzny film ”Jak daleko stąd, jak blisko”.
Po transformacji ustrojowej w Polsce, w 1991 r. napisał kolejną sylwę „Zorze wieczorne” poświęconą nostalgii za latami wileńskiego dzieciństwa – utraconą Arkadią.
Swoją przygodę z piórem pisarz zakończył książką „Pamflet na siebie” wydaną w 1995 r.
Od wiosny 1947, kiedy redakcja „Odrodzenia” przeniosła się do stolicy, pisarz mieszkał w Warszawie. W 1949 ożenił się z Danutą (1930-1999), córką Alfreda Lenicy i siostrą Jana Lenicy, artystką plastykiem, ilustratorką książek dla dzieci.
Mieli dwie córki: Marię Konwicką i młodszą Annę Wesołowską.
Od 1956 roku, aż do śmierci mieszkał przy ul. Wojciecha Górskiego 1 na tyłach Nowego Światu. Z okien mieszkania widział cały Pałac Kultury i Nauki – niebotyk, którego mroczna postura niezmiernie go pociągała.
Pałac, pisze Lidia Sadkowska-Mokkas poddawany celowo personifikacji, odegrał znaczącą rolę w utworach Konwickiego: Wniebowstąpieniu, Zwierzoczłekoupiorze,
Kompleksie polskim, Rzece podziemnej, podziemnych ptakach, Małej apokalipsie,
Pamflecie na siebie.
Był nie tylko monumentalnym, złowrogim, bo poddanym szczególnemu procesowi demonizacji tłem zdarzeń, ale jak w soczewce odbijał dzieje kraju, narodu, miasta, wreszcie każdego przeciętnego człowieka, żyjącego w jego bliskości i emocjonalnie z nim związanego. Autorka jego biografii poświęciła mu cały rozdział.
„Bohater konkretny, znany z nazwiska i imienia, przewidywalny w reakcjach,
sposobie myślenia czy odbiorze świata, typowy, nie objawiał się ani w jego książkach, ani w filmach. W „Nowym Świecie i okolicach” Konwicki pisze; „Bo u mnie bohater z zasady nie narodzony, jest nie wiadomo kim: sublokatorem? Przechodniem podróżującym dokądś? Ale to bierze się z czasu rzeczywistego, z realności…”.
Wykreowana przez niego postać – pisze Lidia Sadkowska-Mokkas, musiała się odnaleźć, podobnie jak każdy, w świecie, na którego kształt zupełnie nie ma wpływu. Bohater Konwickiego to zazwyczaj człowiek osobny, dziwnie wypreparowany z tłumu, totalnie wyalienowany, zanurzony w egzystencjalnym, najczęściej mocno przygnębiającym, poczuciu samotności. Znajdujący się na pograniczu, w sytuacji pół snu, pół jawy”.
Sytuował się prawie zawsze, co z racji charakteru i osobowości bardzo mu odpowiadało, na pozycji ulicznego gapia, uważnego obserwatora”.
W porze obiadowej można go było spotkać w kawiarni mieszczącej się w podziemiach Wydawnictwa „Czytelnik” przy ul. Wiejskiej. Do jego bliskich przyjaciół należeli: Wilhelm Mach, Leopold Tyrmand, Stanisława Dygat, Irena Szymańska, Andrzej Łapicki, Janusz Morgenstern, Antoni Słonimski i nieoceniony kompan, wspaniały gawędziarz i kawalarz Gustaw Holoubek, o którym tak pisał: „Gucieńko instynktownie dbał o higienę swego demonicznego wnętrza. Lękał się jak zarazy mieszczaństwa, lękał się jak anemii pozy artystycznej, lękał się kalectwa pracowitej profesjonalności. Miał w sobie tę niesamowitą magię, że nawet kiedy czytał książkę telefoniczną, ludziom szły ciarki po plecach.” („Kalendarz i klepsydra”).
O swojej prozie pisał tak: „ Ja tej prozy nienawidzę. Nienawidzę jak upiora, jak złego wspomnienia, jak wyrzutu sumienia. Proza to coś w rodzaju ziarnicy cieknącej z mojego organizmu. Niby wskazuje, że coś się zabliźnia, coś zdrowieje, ale przecież nić się nie zabliźniło i nic nie wyzdrowiało. Marzył mi się traktat o tragiczności i błazeństwie. U nas często tragizm chodzi pod rękę z błazenadą. A ja w tym upatruję naszą siłę. Ja kocham to dwuznaczne pokrewieństwo, tę ryzykowną symbiozę, ten geniusz narodu zaklęty w dwóch postawach. Nasz tragizm opalizuje, mieni się niejasnymi barwami, bulgoce bezwstydem, dotyka brzegiem granic obleśności, krztusi się histerycznym chichotem. Nasze błazeństwo ma szloch w gardle, nasze błazeństwo gryzie palce do krwi, nasze błazeństwo wiąże powróz na własne szyi”. („Kompleks polski”). „Ciało mamy zwierzęce, lecz aspiracje boskie. Hormony przekroczyły bariery postawione im przez biologię, przez prawa świata zwierząt. Hormony nasze produkują enzymy głodów nie do zaspokojenia, marzeń nie do zrealizowania, tęsknot nie do zagłuszenia. I ja w samym gąszczu, z wielką pustą głową, ze wzdętym sercem bez krwi, z rozrzedzoną duszą antymaterii. Zmęczony sobą i swoim czasem.
Zmęczony ograniczeniami, niemocą, niepojmowaniem. („Mała apokalipsa”).
„Coś się w nas zabliźnia, coś zdrowieje”, bo wciąż rozdrapujemy strupy z wielu głębokich ran na ciele Ojczyzny. Teatralny, pompatyczny, chorobliwy tragizm trąci błazenadą, stąd by go uwiarygodnić – co dnia, w wielu wzniosłych, pełnych patosu spektaklach, nasz rodzimy Papkin odgrywa dwie znamienne role: Rejtana i Ordona.
W jego usta włożyłem wzniosłe hasło wtopione w jeden z moich aforyzmów:
„Wyzwoliliśmy świat! Cóż jeszcze możemy dla was zrobić?
a puentą refleksji o Polsce i Polakach garść poniższych aforyzmów:
„Po złorzeczeniu i biadoleniu niechybnie rozpoznasz Polaka w świecie.”
„Po raz drugi, pierwszy raz coś zrobić, potrafi tylko Polak.”
„Polaka da się zwieść i oszukać tylko wtedy, kiedy jest się wobec niego szczerym.”
„Tylko Polak jest w stanie wydać opinię w jakiejkolwiek sprawie szybciej, niż spożywa fast fooda”.
„Polak. Na poły Epimeteusz, na poły Prometeusz.”
„Cokolwiek by Polak nie robił z rękami, zawsze się one ułożą w gest Kozakiewicza.”
„Ograbić Polaka można tylko poprzez pozbawienie go martyrologicznej pamięci”.
„Są narody żyjące dla realizacji swoich najwyższych wartości. My zwykliśmy za nie ginąć.”
„Życie za Ojczyznę oddaje się, żyjąc dla niej”.
Onegdaj, podczas zimowego pobytu w sanatorium w Nałęczowie w przepastnej bibliotece w ręce wpadł mi „Kompleks polski”. Czytając go miałem wrażenie déjà vu, które… nie opuszcza mnie do dzisiaj!
W „Nowym świecie i okolicach” notuje: „Dla kogo pan to pisze, powiadają krytycy.
Dla czytelników, rzeknę im nieśmiało. A oni zaskoczeni moją bezczelnością: pan pewnie pisze dla siebie. Ja wiem o co im chodzi. Ambitny artysta powinien pisać dla siebie samego. Koniec, kropka. Ale ja piszę dla tych jakichś ułomnych, co poniewierają się gdzieś na świecie, kopnięci w móżdżek, niezrównoważeni, z wypadającymi zębami, z niedomogą trawienną. Ja muszę mieć czytelników równych sobie, może nawet trochę górujących nade mną, co mi patrzą na ręce, na oczy, na lekko skrzywiony łeb”.
„Ja również nie lubię ordynarnych słów. Ale ordynarne słowo to czasem jak łyk świeżego powietrza” – wyznaje pisarz. Trudno się z nim nie zgodzić i nie raz nie dwa, mocno zakląć dla zdrowia!
Tak bystrego i ciekawego świata obserwatora – siebie i życia, rzadko kiedy się spotyka.
Nieprzypadkowo w jego bogatej twórczości znaleźć można tak wiele przemyślnych aforyzmów. Każdy bez trudu odnajdzie w niej głęboko skrytą cząstkę swojej duszy!
Oto lista wypatrzonych przeze mnie aforyzmów Mistrza w znakomitej biografii
autorstwa Lidii Sadkowskiej-Mokkas: „Konwicki – cudzoziemiec tranzytowy”.
„INTELIGENCJA JEST MATKĄ HUMORU”!
• Mogę sobie pozwolić na szczerość. Stać mnie na taki bezwstyd. („Wschody
i zachody księżyca”),
• Jakieś wewnętrzne siły każą nam wierzyć, że życie warte jest życia choćby tylko po to, aby odkryć cel i znaczenie naszego istnienia. („Popiół i wiatr”),
• Lepszy jeden rozumny czytelnik z prawdziwą literaturą w ręce, niż dziesiątki tysięcy jamochłonów z papierem toaletowym w garści. („Mała apokalipsa”),
• Śmiech. To jedyny wartościowy prezent od Opatrzności. („Zorze wieczorne”),
• Fanatyzm to pycha ograniczonej świadomości. („Kalendarz i klepsydra”),
• Zdrowy rozsądek to współczesna głupota. („Kalendarz i klepsydra”),
• Infantylizm to nasza człowiecza opoka. Jesteśmy jeszcze młodym gatunkiem. („Kompleks polski”),
• W człowieku najważniejszy jest materiał duchowy. Jak się ma sedno, można uładzić się z życiem. (Kronika wypadków rodzinnych – wywiad),
• Skąpstwo to sztuka dla sztuki, najbardziej wyrafinowane i bezinteresowne maniactwo. („Pamflet na siebie”),
• Odwaga jest chwilowa, a strach wieczny. („Pamflet na siebie”),
• Samotność to jest to, kiedy czas wlecze się bez końca. („Pamflet na siebie”),
• Samotność jak garb – rośnie z wiekiem. („Pamflet na siebie”),
• Sprawcą samotności jest ruch naszych myśli, które nie znajdują echa w spotkanych obojętnych, obcych myślach. („Pamflet na siebie”),
• Świat nie może umrzeć. Wielu już pokoleniom wydawało się, że świat umiera. Ale to tylko ich własny świat umierał. („Mała apokalipsa”),
• Włoch wariuje w erotyce, Francuz szaleje w kulinariach, Niemiec w bawarskim piwie i posępnej precyzji. A my biesimy się w polskości. („Kalendarz i klepsydra”)
• Polska to kraj parodystów, Polska to ojczyzna parodii. („Kalendarz i klepsydra”),
• Polacy są ślicznym, pełnym wdzięku inteligentnym narodem , ale narodem infantylnym, podrostkowatym, zatrzymanym w rozwoju w stadium dziecięctwa. Wspaniali Polacy, tak dumni ze swojego polactwa, są dziećmi. Dlatego cierpią na silny kompleks ojca. Polacy marzą o normalnym, dorosłym, odpowiedzialnym mężczyźnie, który by wziął na siebie całą odpowiedzialność za ich dziecinne losy. Dlatego Polacy nie potrafią żyć bez ojców narodów. Polacy całym ogromnym wysiłkiem podświadomości usiłują w każdej mikroepoce urodzić złotego cielca w postaci atrapy ojca. („Wschody i zachody księżyca”),
• Jesteśmy narodem, którego główną cechą jest chciejstwo. („Pół wieku czyśćca”),
• W Ameryce człowiek musi się męczyć, starać, zabiegać, organizować, a u nas nie trzeba. Jest przeznaczenie! („Pół wieku czyśćca”),
• Zamiast nieustannie odwoływać się do romantyzmu i lewitować w jakiejś anachronicznej malignie, wystarczy zacząć uczyć się mozolnie przyzwoitości. (Nasze historie i nasze nadzieje – wywiad),
• Przekora. Jeszcze jedno pawie piór z polskiej rogatywki. Im bardziej na wschód, tym więcej przekornych Polaków. („Pamflet na siebie”),
• Żyjemy ciągle w jakieś malignie martyrologicznej. („Pamflet na siebie”),
• W Oszmianie mawiano: patriota to ten, co mało gada, ale dużo robi. („Wiatr i pył),
• Patriotyzm nie we wrzaskach się poznaje, tylko w cichych zachowaniach świetnych ludzi, którzy się nie pchają nigdzie ze swoją pretensją, żeby zaistnieć, żeby innych pouczać, innymi kierować. („W pośpiechu”),
• Poznanie to wodospad rozczarowań. („Czytadło”),
• Spostrzegam, że nie ma prawdziwej historii. Są tylko interesowne, mocno skłamane na swoją korzyść wersje zdarzeń, utrwalone przez krzykliwych uczestników tej historii. („Pamflet na siebie”),
• Aluzja, to prawda ubrana w szatę metafory. („Mała apokalipsa”),
• Szczerość jest ponętnym opakowanie prawdy. Ale z prawdą należy się obchodzić się jak z materiałem wybuchowym. („Pamflet na siebie”),
• Łatwiej jest wspiąć się na cokół, niż na nim wytrwać. ((„Kalendarz i klepsydra”),
• Ambicja to materiał wybuchowy. Powinna być pod stałym nadzorem. („Pamflet na siebie”),
• Można wydusić z życia wszystko. Ale nie warto. („Pamflet na siebie”),
• Spora część życia składa się ze wstydu, reszta z wyrzutów sumienia. („Jak daleko stąd, jak blisko”),
• Pamiętajmy, że dobro jest powolne jak obłok na niebie, a zło jest szybkie jak piorun. („Kompleks polski”),
• Moje życie. Kotlet z białka i kosmicznego pyłu. ((„Mała apokalipsa”),
• Może przezroczysta, bezbarwna, pozbawiona zapachu i kształtu, ospała, wszechobecna, przytulna, miła i niewinna obojętność jest jedynym grzechem, który zatrzymuje sito Opatrzności? Może tylko za ten grzech-nie grzech będziemy sądzeni w dniu Sądu Ostatecznego? („Mała apokalipsa”),
• Religia – nasza wspólna metafora. Religia – wielki utwór poetycki, hymn mistycznej tęsknoty. Religia – zbiór przepisów na przetrwanie. („Pamflet na siebie)
• Co to jest literatura? Jest to zapis naszej kondycji. Tylko i wyłącznie. ((„Pół wieku czyśćca”),
• Literatura jest sumieniem narodu, która jak termometr pokazuje stan gorączki. („Pół wieku czyśćca”),
• Przyjaźń to strach przed samotnością, a miłość to jeszcze większy strach przed osamotnieniem.(„Pamflet na siebie”),
• Podstawą sztuki jest wiedza o człowieku. („Pół wieku czyśćca”),
• Każdy dobry film można opowiedzieć w jednym zdaniu. (w: Joachim Glensk, „Współczesna aforystyka polska”, Łódź 1986).
• Świat nie może umrzeć. Wielu już pokoleniom zdawało się, że świat umiera. Ale to tylko ich własny świat umierał. („Mała apokalipsa”),
• Książka, dobra czy zła, jest portretem własnym autora. („Pamflet na siebie”),
• Pracą jest wszystko, co niesie pożytek. („Pół wieku czyśćca”),
• Od dwóch stuleci cała lepsza albo prawdziwsza literatura polska powstawała
• z dala od Polski. Od Mickiewicza po Gombrowicza. Rodziła się tam, gdzie nie było polskiego kołtuna, rodzimego idioty, natrętnego dewota narodowego. („Nowy Świat i okolice”),
• Śmieszność jest śmieszniejsza, kiedy przyklei się do tragizmu. („Pamflet na siebie)
• Im gorzej, tym więcej filozofów. Im oczywistszy bezsens, tym głębsze myśli.
(„Mała apokalipsa”),
• Polityka – to ziemia obiecana dla wszystkiego, co niewydarzone na naszym globie („Pamflet na siebie”),
• Po wtajemniczemu w życie natychmiast przychodzi śmierć. (Zwierzoczłekoupiór),
• Im oczywistszy bezsens, tym głębsze myśli. Im więcej bezprawia, tym obfitsze prawa. Im powszechniejszy chaos, tym uporczywsze zamiłowanie do symetrii („Mała apokalipsa”),
• Polityką mogą się parać wyłącznie ludzie z głębokimi skazami wewnętrznymi.
To jest rewir zastrzeżony dla psychopatów i degeneratów. Normalny zdrowy
człowiek nigdy się do niej nie kwapi. ((„Pół wieku czyśćca”),
• Może to nasze szczęście, że światem rządzą głupcy. Może mędrcy o wiele szybciej doprowadziliby świat do zguby? („Pamflet na siebie”),
• Przeznaczeniem inteligentnego człowieka jest samotność. („Zwierzoczłekoupiór”),
——————————-
• „Tak się wydaje teraz, że wszystko uspokojone, Unia Europejska, wszystko dobrze – nie, nie wiemy, to jest takie miejsce w Europie, że nigdy nic nie wiadomo”.
• (W pośpiechu, 2011 r.),
• „Polak jak wpadnie w szał, to biada ślepej, gnuśnej, sprzedajnej Europie”. „(Kompleks polski, 1977 r.)
„Samotność mędrców mistrzyni” – aforyzmem tym spuentowałby Adam Mickiewicz aforyzm T. Konwickiego: „Przeznaczeniem inteligentnego człowieka jest samotność”.
„Kto prawdę mówi, ten niepokój wszczyna.”
Poniżej kilka wpisujących się w narrację pisarza spostrzeżeń o Polakach naszych wielkich rodaków w opłotkach z aforyzmów Cypriana Kamila Norwida.
„Wyzwolić człowieka w Polaku” – Witold Gombrowicz,
„Polacy mimo męstwa – naród płochy, wytrwałości nie ma, zabawę woli niż pracę. Fantazji dużo, ale gdy się na słowa wyczerpią, do czynu ochoty i siły brak” – Stefan Batory,
„Polak, jak mu przyjdzie fantazja do głowy, może być całkiem porządnym człowiekiem” – Tadeusz Kotarbiński,
„Polacy są narodem idiotów” – Józef Piłsudski [„Nazywanie kogoś idiotą nie jest obelgą lecz diagnozą”] – Julian Tuwim
„Jakby cierpienie uczyło, to Polska byłaby jednym z najmędrszych krajów świata” – Maria Dąbrowska.
„Bywa często zwiedzionym, kto lubi być chwalonym” – Ignacy Krasicki.
„Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, Czy ten, co mówić o tym nie pozwala?”
Źródłem jednej trzeciej zacytowanych aforyzmów pana Tadeusza jest „Pamflet na siebie”.
Może i wy drodzy czytelnicy, po rzetelnej introspekcji, staniecie się tak szczerzy, otwarci i krytyczni wobec siebie i świata jak „Konwa” (dla przyjaciół), dla którego myśl Cycero:
„Musimy być niewolnikami prawdy, abyśmy byli wolni”, była moralnym drogowskazem.
Kompleks polski ma siłę tsunami! Gdziekolwiek spojrzę, wszędzie go widzę.
A Wy?
W eseju wykorzystałem:
– fragmenty biografii pisarza z portalu pl.m.wikipedia.org,
– książkę autorstwa Lidii Sadkowskiej-Mokkas „Konwicki – cudzoziemiec tranzytowy”,
– informacje z portalu: culture.pl.
- – – – – – – – – – – –
[1]Pryszczaci – grupa młodych polskich pisarzy przełomu lat 40. i 50., radykalnych entuzjastów podporządkowania twórczości literackiej wymogom ideologii partii, wedle założeń tzw. realizmu socjalistycznego.
[1]Sylwa – (łac. silva rerum dosł. las rzeczy) – forma piśmiennictwa popularna wśród szlachty polskiej, wywodząca się m.in. ze zbioru Silvae rzymskiego poety Stacjusza, obejmująca niejednorodne formalnie teksty zapisywane „na gorąco” i wyróżniające się różnorodną tematyką.