Piotr Chrzczonowicz: Recenzja zbioru wierszy Danuty M. Zasady „Okrutna ekologia”

Danuta M. Zasada, urodzona w Krakowie, jest wybitną poetką, tłumaczką poezji i prozy, podróżniczką. Mieszkała w Madrycie, New Delhi, Tokio i w Birmie. Wydała trzy tomy poezji: „Iberia”, „Pogański mistyk”, „Azjatka z Sarmacji” oraz powieść – thriller medyczny „Centrum Doktora Killy” (2023). Jej najnowszy zbiór wierszy „Okrutna ekologia” to krzyk podmiotu lirycznego – apel o poszanowanie Matki Ziemi.

Cywilizacja współczesnego człowieka okazała się zjawiskiem barbarzyńskim, czasem Kalijugi.
Autorka obnaża ex post brutalne ego naszej cywilizacji i niejako demaskuje słowem grzechy największego szkodnika planety i wroga człowieka, którym staje się on sam. Krzyk tej poezji jest wstrząsający, cierpi Gaja – Ziemia Matka, zabijane mrówki, pszczoły, ptaki i wiele innych istot. Chemia i powietrze są trucizną, a poetka nerwowo szuka światła w labiryncie beznadziei.
Ekologia staje się okrutną ekologią, jak czytamy tutaj:
„Nasze rozrywki we wieży to posiłki lub gry
jedni czołgają się ruchem węża, inni leżą martwo (…)
i prawie nie oddychamy by wstrzymać emisję ciepła (…)
Wieże, gdy czas nadchodzi, stają się naszym grobem,
słodkim pochówkiem niebiańskim, skrzyneczką na proch (…)
zasypiamy z pastylką albo kapsułką w gardle (…)” .

Bóg w tradycji biblijnej, w Księdze Rodzaju 1:28, rzekł kiedyś do człowieka „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, napełniajcie ziemię i czyńcie ją sobie poddaną, panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkimi zwierzętami, które poruszają się po ziemi” . Adresat boskiego nakazu okazał się jednak barbarzyńcą, nieustannie niszczącym planetę. Podmiot wierszy oskarża populację, która wykarczowała lasy tworząc kwadraty z fontanną i kwiatami.

Kiedy czytałem te utwory z pogranicza poezji i prozy poetyckiej, czy celniej – traktatu i raportu o zdesakralizowanej cywilizacji, przypomniał mi się popularny i śpiewany w ubiegłym wieku tekst Jonasza Kofty „Pamiętajcie o ogrodach”. Autor wspaniale wyśpiewał swój manifest, który był w dobie PRL-u protestem przeciwko betonowi jedynie słusznej prawdy, narzuconej społeczeństwu przez PZPR (Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą). Ów beton oznaczał także domy w dobie Edwarda Gierka. To wtedy rzeki przybierały kolory różnych farb, a kominy hut i kotłowni niszczyły powietrze. Pamiętam te czasy smogu nad moją rodzinną Nową Rudą, bałem się oddychać…
Pisał Jonasz Kofta: „i dokąd uciec w za ciasnym bucie gdy twardy bruk? są gdzieś daleko przejrzyste rzeki i mamy dwudziesty wiek. (…) pamiętajcie o ogrodach, przecież stamtąd przyszliście, w żar epoki użyczą wam chłodu tylko drzewa, tylko liście (…)” . Tekst ten stał się poniekąd manifestem pokolenia, które czekało na wiatr solidarności i wolności.
Martyna Jakubowicz śpiewała wówczas w sukurs, do słów Andrzeja Bolesława Jakubowicza, że „w domach z betonu nie ma wolnej miłości” , co było krytyką schematycznych i banalnych, szarych jak beton relacji między kobietą a mężczyzną.
Przyszedł wiek XXI, a z nim raporty smogowe i maski, bowiem ludzie wciąż obawiają się skutków własnego oddychania…

Danuta M. Zasada stawia światu dramatyczne wyzwanie, określając ludzi współczesnej cywilizacji: „śmieszni jak marionetki zbiegłe z podium, w rupieciarni dajemy odpór życiu w metaversie (…) my ludzie” . W tej dramatycznej diagnozie cierpią zwierzęta, które stają się atrapą w zautomatyzowanym świecie.
Pallas Atena – symbol dziedzictwa śródziemnomorskiego – obudziła się na Akropolu i metaforycznie krzyczy przeraźliwie „do broni” .
Cywilizacja zastąpiła boskiego demiurga, odebrała mu akt kreacji: „zdobyty teren znaczyliśmy brunatną barwą moczu i obsadzili kwietnikami krwi” .
„(…) umiera koń”, gatunki zanikają” , a autorka nie zna już kwiecistych zwrotów. Cywilizacja humanoidów, które żywiąc się półproduktami nie znają uczuć wyższych, zabija w nas nawet ciszę. Chóry wyschły jak rzeki a pejzaż jawi się głosem sztucznej inteligencji.

Niezwykle rzadko zdarza się, żeby kobieta, wytrawna poetka, z taką determinacją rzuciła nam w twarz ziarna prawdy, oddzielając je od plew i ciążących na współczesności grzechów. Diagnoza kondycji Europy i świata jest bardzo pesymistyczna, Pisząca tę poezję nazywa po imieniu wielkie błędy obecnej cywilizacji: ageizm, homofobię, rasizm. Alarmuje, że w takim świecie kondycja wielu istot jest poważnie zagrożona. Autorka posługuje się przy tym klarowną formą języka poezji, który jest szorstki, pozbawiony różowych okularów.
Gaja wymaga reanimacji, a ludzka kondycja – krucha, bliska kresu – cierpi wskutek destrukcji naszego globu. Poetka poszukuje okruchów boskiego piękna natury, odnajdując zamiast śladów mchu „rys sygnatury Numer Domu Ślad” . Rozpaczliwie czeka na powiew wiatru odmiany bijąc w lustro świata pięścią sprzeciwu… Czeka na nową, lepszą rzeczywistość, zapowiadaną przez awatarów i proroków.
Tytuł zbioru to symboliczny zestaw słów, który odczytuję ironicznie, bowiem okrutna ekologia nie jest taka z natury – to współczesne pokolenia homo sapiens uczyniły ją okrutną. Podmiot liryczny tej poezji sprawnie operuje bardzo wymowną i czytelną metaforą protestu, krzyku, a nawet rozpaczy, w poszukiwaniu wartości piękna. Przypomina mi to koncepcję Cypriana Kamila Norwida, który uważał, ze prawdziwym domem człowieka jest Niebo, a ludzkość uczestniczy w perspektywie boskiej eschatologii. Ruchy ekologiczne, kluby Gai, Liga Ochrony Przyrody, Ostra Zieleń, ideologia głoszona od czasów Świętego Franciszka do epoki papieża Franciszka – są w tej poezji głosem pustynnym. Człowiek, niestety, zdesakralizował dzieło Stwórcy i splamił biblijną Genesis, a jest to chyba największy grzech ludzkości naszych czasów.
Niniejszy zbiór, noszący w sobie semantykę poezji współczesnej, jest stanowczym manifestem, który opowiada o ginącej Arkadii, jaką miała być Ziemia. Prezentowane tutaj utwory wpisują się w nurt literatury walczącej o lepszy i zdrowszy świat.

Piotr Chrzczonowicz