FilmPolski.pl – Język też jest Ojczyzną – Henryk Bereska

Ponoć każdy, kto urodził się na Górnym Śląsku między wojnami, ma w swoim życiorysie zapisane niezwykłe pomieszanie losów. Jeśli nawet stwierdzenie to tak naprawdę nie odnosi się do wszystkich, przypadek Henryka Bereski opisuje doskonale.

Urodził się w Szopienicach. Jego ojciec był maszynistą kolejki wąskotorowej. Dziadkowie chodzili do kościoła na nabożeństwa niemieckie, ale rodzice – na polskie. On sam jeszcze jako trzynastolatek posługiwał się tylko polszczyzną, czy też raczej gwarą śląską, i nie miał wątpliwości co do swej przynależności narodowej. Dopiero wybuch wojny i goebbelsowska propaganda sprawiły, że opowiedzał się po niemieckiej stronie i zapragnął zostać lotnikiem Luftwaffe. Wówczas nauczył się języka, który z czasem stał się jego mową codzienną i warsztatem pracy.Koniec wojny zastał go na niemieckiej ziemi. Wrócił do Polski, lecz ze względu na wojenną przeszłość wkrótce uciekł z rodzinnego Śląska i dotarł do Berlina, gdzie został pierwszym studentem polonistyki na tamtejszym uniwersytecie. Polszczyzna była mu bliska, to w tym języku uczył się mówić, lecz zarazem stała się dla niego narzędziem spłacenia długu wobec Polski, zadośćuczynienia poczuciu osobistej winy.Henryk Bereska został tłumaczem. Przełożył na niemiecki blisko 200 polskich powieści, sztuk teatralnych i zbiorów poezji. Udostępniając niemieckim czytelnikom naszą literaturę, czerpał też z tego zajęcia osobiste satyfakcje: od końca lat 50. Polska stała się dla niego, obywatela NRD, szansą obcowania z Zachodem, kontaktowania się z kulturą europejską. Za zasługi dla kultury polskiej Henryk Bereska otrzymał najwyższe polskie odznaczenia i nagrodę Pen Clubu.Pracę translatorską łączy z własną, niemieckojęzyczną twórczością – jest poetą i przenikliwym aforystą. W filmie ze swadą, szczerością i domieszką humoru opowiada o swoim życiu i pracy, a snując tę opowieść wędruje po śladach swego dzieciństwa w Szopienicach i wczesnej młodości jeszcze na Śląsku. Gości też realizatorów w swojej chacie w lesie, gdzie w ciszy i spokoju pracuje mu się najlepiej. Czyta swoje aforyzmy i wiersze, w których zamknął najważniejsze momenty z powikłanych losów śląskiego chłopca.

(http://źródło: www.tvp.com.pl)

Wybitny tłumacz literatury polskiej na język niemiecki i poeta Henryk Bereska zmarł w niedzielę w Berlinie. Bereska miał 79 lat.

Henryk Bereska (1926-2005) był z pochodzenia Ślązakiem. Urodził się w Szopienicach, w robotniczej rodzinie śląskiej. Po wojnie zamieszkał w Berlinie Wschodnim. Studiował germanistykę i slawistykę na Uniwersytecie Humboldta.

Po studiach, do roku 1955 był redaktorem w wydawnictwie Aufbau. Z wydawnictwa odszedł ze względów politycznych.

Bereska zajmował się pracą translatorską od 55 lat. Na język niemiecki przełożył ponad 100 książek, wielokrotnie uczestniczył w rozmaitych imprezach i wydarzeniach promujących polską literaturę i kulturę w Niemczech.

Tłumaczył prozę, poezję i dramat. Dzięki jego pracy niemieckojęzyczni czytelnicy poznali twórczość m.in. Witkacego, Jerzego Andrzejewskiego, Jana Kochanowskiego, Zofii Nałkowskiej, Jarosława Iwaszkiewicza, Jerzego Szaniawskiego, Kazimierza Brandysa, Stanisława Lema, Sławomira Mrożka i Czesława Miłosza.

W latach 80. Henryk Bereska rozpoczął publikacje własnych utworów literackich. Na uwagę zasługują wydawane przez Bereskę liczne antologie polskich opowiadań (1959, 1964, 1971, 1972, 1985, 1996), baśni (1970), aforyzmów (1973, 1974 ), dramatów (1974, 1982) i liryki (1974, 1998, 2000).

Za wkład w upowszechnianie literatury polskiej za granicą został uhonorowany wieloma nagrodami. W maju tego roku Bereska został laureatem pierwszej edycji nagrody Transatlantyk, przyznawanej przez Instytut Książki ambasadorom literatury polskiej za granicą.

http://muzyka.onet.pl/newsy/henryk-bereska-nie-zyje/9nzxm

Henryk Bereska, Klaus Staemmler i Karl Dedecius stanowią moim zdaniem trójkę najbardziej zasłużonych niemieckich tłumaczy literatury polskiej w XX w. Łączy ich nie tylko przynależność do pokolenia wojennego czy namiętna pasja przekładania dzieł polskich pisarzy. Każdy z nich spędził dzieciństwo i wczesną młodość na jakimś pograniczu kultur przedwojennej Polski. Mało tego, każdy z nich w trakcie swojej edukacji miał kontakt z literaturą polską, dzięki czemu wcześnie nabyta dwujęzyczność mogła zakorzeniać się głębiej. Tyglem języków i kultur Henryka Bereski był Górny Śląsk. Koleje wojny sprawiły, że po jej zakończeniu nie zamieszkał w Polsce i tak samo jak pozostałych dwóch tłumaczy, gdzie indziej znalazł nową ojczyznę. Bereska z wyboru stał się berlińczykiem. Jak pisze w autobiograficznym wierszu Przewoźnik, z górnośląskiego trójstyku Rosji, Austrii i Prus trafił do sowieckiej strefy podzielonego na cztery sektory Berlina.

Droga Henryka Bereski z Szopienic k. Katowic do Berlina Wschodniego prowadziła przez Uniwersytet Braci Humboldtów, gdzie ukończył studia germanistyczne i polonistyczne. Swoją karierę tłumacza rozpoczął od współpracy nad opracowaniem i przekładem zbioru utworów Adama Mickiewicza Mickiewicz. Ein Lesebuch für unsere Zeit wydanym w 1953 – dwa lata przed setną rocznicą śmierci poety – w Thüringer Volksverlag w Weimarze. Dziesięć lat później mur berliński był już stałym elementem miejskiego krajobrazu. Tuż obok niego, na ulicy Scharnhorst znajdowało się mieszkanie Henryka i Gildy Beresków. Nocami słychać było strzały, z balkonu widoczny był „mur, zasieki, psy”, a w domach po drugiej stronie „świece w oknach na Boże Narodzenie”.

W pracy translatorskiej Bereska nie ograniczał się tylko do jednego rodzaju lub jednego gatunku literackiego. Tłumaczył prozę, poezję i dramat, literaturę współczesną, ale również dawną, np. utwory Jana Kochanowskiego. Punkt ciężkości jego licznych projektów spoczywał jednak na powieściach i opowiadaniach. Studiując bibliografię Bereski, widzimy wyraźnie, że do początku lat 70. tłumaczył przede wszystkim prozę, m.in. Jerzego Andrzejewskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Tadeusza Brezy i Kazimierza Brandysa. Później, aż do początku lat 90., spod jego pióra wychodziły coraz częściej przekłady dramatów Tadeusza Różewicza oraz Stanisława Ignacego Witkiewicza. W 1976 dzięki Beresce opublikowano pierwszy kompletny niemiecki przekład Wesela Stanisława Wyspiańskiego. W latach 90. tłumacza interesowała coraz częściej współczesna polska liryka. Przekładał więc na niemiecki m.in. wiersze Tadeusza Różewicza i Zbigniewa Herberta, których poezji do lat 70. nie chciano wydawać w NRD. Bereska tłumaczył również trochę młodszych autorów, takich jak Urszula Kozioł i Tadeusz Nowak, a także wiersze krakowskiego poety Bogusława Żurakowskiego, które ukazały się dość niedawno, bo w 2002 roku. W prywatnych rozmowach i spotkaniach Henryk Bereska podkreślał, że sytuacja podzielonych Niemiec paradoksalnie okazała się korzystna dla literatury polskiej. Uwarunkowania polityczne we Wschodnich i prawa wolnego rynku w Zachodnich Niemczech przyczyniły się do komplementarności powstających przekładów. I tak w NRD ukazywały się często książki pisarzy, które na rynku wydawniczym w RFN nigdy nie doczekałyby się na swój przekład. Wolność słowa na Zachodzie Niemiec umożliwiała zaś publikowanie tekstów autorów politycznie niewygodnych dla komunistycznych władz NRD. Warto w tym miejscu przypomnieć, że Bereska zredagował i wydał też kilka antologii współczesnej polskiej prozy, poezji, dramatu i aforyzmu. Pod tym względem jego twórczość translatorska przypomina udane próby zapoznania niemieckiego czytelnika z literaturą polską podejmowane w RFN przez Karla Dedeciusa, dla którego antologia była głównym narzędziem promocji poezji polskiej w języku niemieckim.

Lata 90. to dla Bereski wzmożony okres pracy nad własną twórczością, głównie poetycką, ale także aforystyczną. Po raz pierwszy ukazują się jego wiersze z nawiązaniami do muru berlińskiego, pisane jeszcze w latach 60., wraz z nowymi, pisanymi już po zjednoczeniu Niemiec. Autor jest w nich obserwatorem i świadkiem podzielonego miasta, przechadza się po ulicach, przypatruje jego mieszkańcom, spaceruje po dawnej strefie śmierci. W 1989 zakończył się dla niego czas „dziesięciu tysięcy lat w getcie”. W jego oczach Berlin po upadku muru buduje swoją nową tożsamość. Znikają mury, a wraz z nimi pamięć, która „bez śladu / wsiąkła w piach / [jak] krew uciekinierów”.

W swojej poezji Bereska zarysowuje też krajobraz Górnego Śląska, losy jego mieszkańców i członków własnej rodziny wpisane w historię i języki tamtejszego pogranicza. Za przykład może posłużyć historia żydowskiego karczmarza Danzigera, który nie postawił już piwa, bo „jego popiół unosił się nad Treblinką”. Tematem wierszy jest także refleksja nad własną pracą tłumacza oraz pamięć o nieżyjących już przyjaciołach z Polski. W prywatnych rozmowach Bereska wracał pamięcią do berlińskich spotkań z Tadeuszem Borowskim. Entuzjastyczna i pozbawiona krytycyzmu wiara polskiego pisarza w komunizm nasuwała po latach w pamięci tłumacza obrazy nazizmu w III Rzeszy, którego jako chłopiec dorastający na włączonym do Niemiec Śląsku zupełnie nie rozumiał, podobnie jak okresu samej wojny. Jej wspomnienia nie były dla niego traumatyczne, przeciwnie – okazały się nadzwyczaj pozytywne, bo związane z wielką pasją i przygodą latania. Bereska, latając na szybowcach i samolotach szkoleniowych, zdobył w czasie wojny licencję lotnika Wehrmachtu. Rodzące się w głowie tłumacza podobieństwa między komunizmem i faszyzmem pojawiły się dużo później. Po raz pierwszy najprawdopodobniej pod wpływem tekstów Hanny Arendt, a potem w nawiązaniu do berlińskich spotkań z Tadeuszem Borowskim. To, że Bereska czytał książki Arendt wiemy z jego prywatnych dzienników.1 Niemiecki tłumacz – podobnie jak wielu pisarzy w PRL – do 1956 roku był stosunkowo przychylnie nastawiony do komunistycznej władzy w swoim kraju. Po pierwszych podróżach do Polski, dostrzegłszy znaczące różnice między dwoma „bratnimi” republikami ludowymi, Bereska stał się coraz bardziej krytyczny wobec komunistycznego reżimu. I tak po 1956 zdystansował się wobec prowadzonej polityki.

Tłumacz wspominał też pierwsze po wojnie podróże do Polski. Szczególnie ważny był dla niego rok 1955. Jako redaktor berlińskiego wydawnictwa Aufbau-Verlag przez miesiąc przebywał w Warszawie w Państwowym Instytucie Wydawniczym. Było to możliwe dzięki współpracy obu wydawnictw. Poznał wówczas Jana Józefa Lipskiego oraz zaprzyjaźnił się z Edwardem Stachurą i Stanisławem Grochowiakiem. Wybierając się do Polski, chętnie przyjeżdżał na Śląsk, gdzie mieszkała jego najbliższa rodzina i gdzie miał wielu przyjaciół. Choć Bereska na dobre związał się z Berlinem, to jednak często wyjeżdżał do Kolbergu, który stał się bardzo wcześnie, bo już w latach 50., miejscem jego twórczej pracy. W brandenburskim miasteczku, w domku nad jeziorem, powstawały tłumaczenia i wiersze. Na tutejszym cmentarzu 15 października ubiegłego roku go pochowano.

Henryk Bereska pozostanie w pamięci potomnych przede wszystkim tłumaczem dzieł Witkacego, Norwida, Wesela Wyspiańskiego i dramatów Różewicza. Ich teksty bowiem jeszcze długo będą czekać na nowe niemieckie przekłady. Tłumacz zostanie zapamiętany także jako berliński poeta, który w swoich wierszach utrwalił obraz zamkniętego i podzielonego murem miasta. Z moich prywatnych spotkań z Henrykiem Bereską w Dreźnie, Berlinie, Frankfurcie i Słubicach zapamiętałem go jako człowieka o wielkiej łagodności, uśmiechu i pogodzie ducha. Był osobą pełną wiary w to, że tłumaczenie literatury ma głęboki sens.
1. Za cenne uwagi na ten temat serdecznie dziękuję Agacie Paluszek z Berlina, autorce książki o Henryku Beresce mającej się niebawem ukazać w języku niemieckim.
Przemysław Chojnowski
http://hhttp://culture.pl/pl/artykul/ad-memoriam-henryk-bereska-1751926-1192005

Ekipa