Prof. dr hab. Jarosław Poliszczuk „W państwie słowa”

Jarosław Poliszczuk

 W państwie Słowa

Dopiero w ostatnim ćwierćwieczu Ukraina odzyskała własne państwo, skutkiem czego staje się radykalna zmiana kształtu jej kultury narodowej. Przez długi okres dziejów nie miała instytucji państwowych (w okresie ZSRR były to dopiero ich pozory), a więc tożsamość zbiorowa Ukraińców skupiała się głównie wokół języka i tworzonej na jego podstawie literatury. To dlatego znany poeta emigracji ukraińskiej Mychajło Orest (Zerow) zatytułował podsumowujący zbiór własnych wierszy jako Państwo Słowa, a redaktor antologii przekładów Mychajło Moskałenko określił drogę literatury ukraińskiej bardzo wymownie – jako tysiącletnią przygodę w państwie Słowa[1]. Na ile słowo potrafi być namiastką państwa w okresie bezpaństwowym? Pytanie retoryczne. Prawdą jednakże jest to, że słowo pisane i drukowane volensnolens występowało w roli nośnika odrębności kulturowej w trudne czasy, kiedy taka odrębność była mocno kwestionowana i nie miała wielu zwolenników.

Słowo przybierało wagę sakralną, niezależnie od tego, czy reprezentowało twórczość oryginalną, czy tylko tłumaczenia bądź różnego rodzaju adaptacje z literatur obcych. Na przykład słynny poemat Iwana Kotlarewskiego, ukazany drukiem w Petersburgu w roku 1798, był właściwie parodystyczną przeróbką Wergiliuszowej Eneidy, lecz zdobył szerokie uznanie przez czytelników, którzy łatwo rozpoznawali pod maską alegorii byt staroświeckiej Ukrainy i, co najważniejsze, jej naturalny język oraz kulturę ludową. Jeszcze mocniej zabrzmiało rodzime słowo w ustach młodego Tarasa Szewczenki. Ukazując w roku 1840 swój znakomity Kobziarz poeta przybrał postawę ludowego rapsoda przypominającego zniewolonym Ukraińcom sławę dziadów Kozaków, którzy kochali nade wszystko swoją ojczyznę oraz własną wolność. Słowo poety uświadamiało rodakom wspólne wartości narodowe, a jednocześnie samo przez siebie kształtowało zbiorową tożsamość.

Rzeczywiście, ostoją tradycji narodu nieposiadającego państwa zostaje przede wszystkim Słowo. Tak było w dawnych czasach, kiedy Imperium Rosyjskie zakazywało używania języka ukraińskiego, drukowania w tym języku książek bądź wystawienia sztuk teatralnych. W odpowiednich manifestach carskich sprawę tę traktowano stanowczo i nader brutalnie: takiego języka, twierdzili urzędnicy carscy, „nie było, nie ma i być nie może”. Niszczenie języka ukraińskiego trwało ponad dwa stulecia – od aktów Piotra I, nakazującego wyeliminować wszystkie stare księgi kijowskiego druku z powodu różnic językowych z księgami moskiewskimi, po akty carskie z 1863 oraz 1876 roku, w których stanowczo był wymazywany ukraiński ze wszelkich możliwych sfer stosowania, od literatury pięknej do szkolnych podręczników.

Upośledzenie języka służyło celom asymilacyjnym i doprowadziło w dużym stopniu do wynarodowienia Ukraińców także w XX wieku. Stąd obecna skomplikowana sytuacja językowa i kulturowa: współczesna Ukraina wciąż boryka się z przykrą spuścizną byłych imperiów, co spowodowała marginalizację Słowa rodzimego we własnym domu. Język ukraiński tradycyjnie odbierany w społeczeństwie z niechęcią i lekceważeniem, zwłaszcza na Wschodzie i na Południu Ukrainy, to znaczy w regionach najbardziej zasymilowanych. Jest nadal traktowany przez współczesnych jako język pospolity, chłopski, nienadający się do przekazywania w nim treści subtelnych i elitarnych. Takie przesądy są rodem z przeszłości i dobrze odzwierciedlają pogardliwe stanowisko władz imperialnych wobec kultury narodów podbitych, z jednej strony, ale także – z innej strony – głębokie ślady zniewolonego umysłu, jeżeli udać się do określenia Czesława Miłosza.

Poeta ukraiński przyzwyczaił się do trwania na obrzeżach kultury oficjalniej. Jego domeną było raczej uznanie w wąskim gronie koneserów Słowa. Owszem, pisanie w języku ukraińskim było odbierane jako dziwaczność, gdyż z góry nie mogło być satysfakcją wysokich ambicji artystycznych. Władając rosyjskim, niemieckim czy polskim, poeta ukraiński miał szanse na dobrą karierę i powszechne uznanie w imperium Rosyjskim, państwie Austro-Węgier bądź Związku Radzieckim: przed takim wyzwaniem stało wiele wybitnych twórców, tej miary co Taras Szewczenko, Iwan Franko, Łesia Ukrainka, Mykoła Chwylowy, Ihor Kostecki. Ale ich wybór nie był przypadkowy, był decyzją całkiem przemyślaną. Stąd stoicyzm ich trwania – mimo wszystkich ewentualnych niepowodzeń i strat dla talentu – w obronie swego Słowa, traktowanego z najwyższą powagą.

Nie mógł poeta ukraiński pozwolić sobie na słabość i rezygnację, gdyż w mniemaniu rodaków władał nadzwyczajną siłą, był rzecznikiem całego narodu występując jego pełnoprawnym reprezentantem – przez to, że przemawiał autentycznym głosem, prawdziwą mową odziedziczoną od przodków. W tragicznym okresie lat 30. XX stulecia, kiedy doszło do totalnych represji wobec inteligencji ukraińskiej, poeci nawet przebywając na krawędzi życia i śmierci odbierali Słowo jako zapowiedź najwyższego powołania. Profesor Mykoła Zerow w nieznośnych warunkach sołowieckiego łagru kontynuował pracę nad antologią poetów rzymskich w ukraińskim tłumaczeniu, mimo że szansy na jej publikację były całkiem marne. Jego bliski przyjaciel Maksym Rylski, jeden z nielicznych twórców tej epoki, którym udało się ocalić w atmosferze kompletnej zagłady ukraińskości, tak samo trwał w przeświadczeniu, że najważniejszym zadaniem pisarza jest nieustana praca na polu Słowa, nie patrząc na fatalne dla kultury ukraińskiej czasy. I wtedy, kiedy nie mógł już przemawiać własnym głosem jako poeta (w obliczu nasilającej się cenzury sowieckiej), zabierał się za tłumaczenie arcydzieł literatur obcych. W ten sposób powstały jego staraniem wyśmienite przekłady Pana Tadeusza Adama Mickiewicza oraz Eugeniusza Oniegina Aleksandra Puszkina, uznane za kongenialne. Samym faktem owych tłumaczeń Rylski dowartościowywał ukraiński język, wbrew sceptycznym opiniom oponentów twierdzących, że z założenia pospolita mowa chłopów nie potrafi przekazać znakomite walory artystyczne wybitnych dzieł literackich.

Ukraińskie słowo – mimo kolejnych zakazów oraz represji – brzmiało i wzbogacało się, by być przekazanym jako najcenniejszy dar nowym pokoleniom rodaków. Poeta i tłumacz Wasyl Stus,  jeden z najwybitniejszych intelektualistów ukraińskich i zarazem znany dysydent, czołowy reprezentant zbuntowanej generacji lat 60., charakteryzował swoje przeznaczenie bez patosu, traktując go jako niezbędne wykonywanie obowiązku rutynowego. W tamtych czasach kompletnego zakłamania i cenzury przecież chodziło generalnie o uczciwość – nie tylko wobec własnego narodu (zresztą upośledzonego i mocno zasymilowanego), ale również wobec Słowa jako takiego. Przez to Wasyl Stus w przedmowie do tomu wczesnych liryków Zimowe drzewa, który (po nieudanych próbach publikacji w swoim kraju) został ogłoszony drukiem w roku 1970 za granicą oraz przyczynił się do prześladowań autora przez ówczesną władzę, tak oto zadeklarował własne credo artystyczne:

Nienawidzę wyrazu „poezja”. Nie uważam się za poetę. Jestem raczej człowiekiem, który pisze wiersze. Nasuwa się myśl: poeta musi być człowiekiem. Takim, który jest pełen miłości, pokonuje przyrodzony zmysł nienawiści, uwalnia się od niej jako od grzechu. Poeta to przede wszystkim człowiek. A człowiek to przede wszystkim dobrodziej. Gdyby życie było lżejsze, nie pisałbym wiersze, lecz pracowałbym na roli. Jeszcze – pogardzam politykami. Jeszcze – doceniam przywilej uczciwej śmierci. Jest to czymś ważniejszym od ćwiczeń wersyfikacyjnych![2]

W latach 60-80. XX st. polityka rusyfikacji na Ukrainie osiąga swój szczyt, w wyniku czego młodzież masowo wyrzeka się ukraińskiego, preferując język rosyjski, który umożliwia dobrą karierę zawodową i akceptację ze strony władz. Fatalne skutki miała ta polityka zwłaszcza w dużych miastach – Kijowie, Charkowie, Dniepropietrowsku etc. Rozpowszechniano anegdotę, że posługiwanie się ukraińskim jest świadectwem poglądów wyjątkowo nacjonalistycznych. W zasadzie słowo ukraińskie zostaje zmarginalizowane do dwóch środowisk. Funkcjonuje na wsi, która postępowo opierała się asymilacji, a także w bardzo nielicznym środowisku ówczesnej inteligencji, która była narażona na prześladowanie ze strony służb specjalnych. Język ukraiński w sowieckim Kijowie był odbierany jako „język pisarzy i dozorców”, to znaczy był jednoznacznym wyznacznikiem tożsamości osoby. Trudno uwierzyć w to, że jeszcze niedawno, w latach 80., ukraińskiego bali się używać na ulicach głównego miasta tego kraju.

Sytuacja nieco poprawiła się w ostatnie dziesięciolecia, kiedy Ukraina uzyskuje podmiotowość jako niezależne państwo. W życiu intelektualnym autorytet języka ukraińskiego został częściowo przywrócony. Rozchodzą się w wielkich nakładach utwory popularnych pisarzy ukraińskich Jurija Andruchowycza, Oksany Zabużko, Serhija Żadana, Wasyla Szklara etc. Cieszą się popularnością ich spotkania autorskie, a także festiwale literackie przy okazji targów książki we Lwowie, Kijowie, Odessie, Łucku, Tarnopolu, Charkowie i innych miastach, ostatnio nawet w przyfrontowym Mariupolu. Z innej strony, daje się we znaki mocna obecność kultury rosyjskiej na Ukrainie. Co więcej, wchodzi ona w konflikt za staraniami intelektualistów ukraińskich o przywrócenie renomy kultury rodzimej. Dyskurs rosyjski przejawia się nie tylko w języku, literaturze, mediach. Jest on nośnikiem potężnej propagandy „ruskiego świata” (русского мира), to znaczy służy ustabilizowaniu kolonialnego status quo, które wciąż są mocno obecne w życiu publicznym Ukraińców. Z tym trudno sobie radzić, przez co Ukraina nie jest w stanie wypracować skutecznych (a jednocześnie liberalnych, zgodnych z procedurami demokracji społecznej) metod na przeciwstawienie się propagandzie rosyjskiej, która pod szyldem języka i kultury promuje wartości już nieistniejącego Imperium.

Głos poety w tych oto warunkach współczesnych znowu przybiera na sile. W okresie Rewolucji Godności doszło do przywrócenia wartości poezji jako takiej: wśród animatorów protestów społecznych bardzo popularne były różnego rodzaju wiersze – od fraszek politycznych oraz poezji obywatelskiej po liryki miłosne i obyczajowe. Chyba jest to naturalne, iż w okresy podobnych zawirowań społecznych, w obliczu zagrożenia wspólnej tożsamości i lęku wobec niepewnej przyszłości, zapotrzebowanie na sztukę, na twórczość artystyczną, na poezję wzrasta w nieprzewidywalnej skali. Słowo po raz kolejny pokazuje swoją siłę wpływu na świadomość jednostki i ogółu. Udzielając poecie głosu społeczeństwo oczekuje od niego osobliwych wyrazów, co posłużą do mobilizacji ducha sprzeciwu. Trzeba też dopowiedzieć, że nośność ukraińskiego Słowa w tym przypadku jest szczególnie ważna, ponieważ służy niezbitym dowodem nie tylko w sprawach dotyczących kwestii tożsamościowych, lecz również oznacza wybór cywilizacyjny.

Wobec tego nie wolno powiedzieć, że od momentu uzyskania niepodległości przez państwo ukraińskie tysiącletni proces trwania w Państwie Słowa został pomyślnie sfinalizowany. Mimo że pojawiają się nowe wyzwania przed poetami i poezją, proces ów nadal pozostaje aktualny. Oczywiście, poeta już nie jest zapotrzebowany w roli „budziciela” świadomości narodowej i proroka odrodzenia nacji, jak w minione czasy. W miarę rozbudowywania instytucji państwowych i mobilizacji społeczeństwa obywatelskiego tego typu funkcje przechodzą do innych podmiotów życia publicznego. Dzieje się to na Ukrainie nie tak szybko i skutecznie, jak by się chciało. Świadomość kolonialna odchodzi w cień po woli, z niechęcią: zostaje wciąż obecna w postawie wielu obywateli tego państwa, skutkuje również na wyborach politycznych.

Jednakże nie wypada traktować poetę jako zbędnego intelektualistę, który skupia się wyłącznie na wtajemniczonej grze słów i znaczeń. Przynajmniej na Ukrainie tak nie jest, dobitnie o tym świadczą trendy poezji najnowszej, chętnie angażującej się w problematykę społeczną[3]. Zresztą, w wielu krajów słowiańskich, które odzyskują pełnoprawną podmiotowość po trwałym okresie skolonizowania i skrepowania kulturowego, jest podobnie. I to napawa nadzieją wobec przyszłości. Nikt nie uwolnił poetów z obowiązku wobec społeczeństwa. Nie ma wątpliwości, należy wszelako doceniać walory estetyczne, nader ważne w odniesieniu do poezji. Ale niemniej istotne także są doświadczenia liryczne każdego twórcy, co wykazują sam rdzeń poznania, mniema Jarosław Ławski w kontekście polskiej poezji najnowszej[4]. Mistrzostwo artystyczne dobry poeta łączy w sposób harmonijny z orzeczeniem zasad i patriotycznych powinności. Sporo tematów i motywów, niegdyś zakazanych, ostatnio wydobywa na jaw przemilczane prawdy, o których koniecznie trzeba przemawiać. Przyszedł na to właściwy czas, musimy rozliczyć się z upiorami z przeszłości. Czy ma w tym wszystkim zabierać głos poezja? Owszem, ma. Bardzo trafnie, w formie właściwej przepowiedni (której słuszność możemy teraz docenić), określił taką kwestię Czesław Miłosz:

Orzekanie o związkach poezji z historią powinniśmy chyba zostawić naszym następcom z dwudziestego pierwszego wieku. Wiek dwudziesty przyniósł wszechobecność historii, dlatego po prostu, że ogromna liczba ludzi, którzy dotychczas siedzieli w swoich wioskach i miasteczkach, kiedy gdzieś tak bokami przewalały się kataklizmy, chcąc nie chcąc zmieniła się w uczestników[5].

Formy i sposoby odbioru sztuki poezji we współczesnym społeczeństwie są różne od tych, które znamy z tradycji. W kompletnie zmedializowanym środowisku literatura zostaje poddana nowym wyzwaniom. Odsuwają się na plan dalszy powinności obywatelskie, które od dawnych czasów były uważane za właściwe w postawie poety. Kondycja postmodernistyczna doprowadziła do zdemaskowania misji patriotycznej, poddając w zasadzie każdy patos sceptycznemu zrewidowaniu. Istnieje niebezpieczeństwo, że w potężnym polu informacyjnym, w którym obecnie funkcjonujemy, literatura w ogóle traci na znaczeniu, rozpuszczane są wartości moralne, tradycyjnie przez nią przekazywane w społeczeństwie. Z innej strony, można taką sytuację określaną przez krytyków jako „nowa normalność”[6], docenić również jako szansę dla poety i poezji. Ulegając zmianom pod presją czasu, należy zachować to, co jest rdzeniem pierwotnym oraz samą istotą twórczości poetyckiej. Obecna i wręcz nastręczająca niepokój tendencja zdewaluowania Słowa w świecie totalnej informacji, w którym żyjemy, nie jest jednoznaczna. Ale spojrzenie na historię, w której poezja przeżywała różne, w tym dramatyczne i tragiczne zdarzenia, pozwała patrzeć na obecną sytuację z umiarkowanym optymizmem. Tysiąc lat trwania w państwie Słowa przecież stanowią bogatą tradycję kulturową, której nie wolno lekceważyć.

_________________________________________________________________________________________________________ 

JAROSŁAW POLISZCZUK – prof.dr hab. w Zakładzie Ukrainistyki Instytutu Filologii Rosyjskiej i Ukraińskiej Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowania badawcze dotyczą historii literatury ukraińskiej XIX-XX wieku, współczesnej sytuacji literackiej i kulturowej na Ukrainie, komparatystyki literackiej oraz kulturoznawstwa. Autor wielu rozpraw naukowych, w tym monografii Міфологічний горизонт українського модернізму (Iwano-Frankowsk 1998; wyd. 2, popr. 2002), Література як геокультурний проект (Kijów 2008), Пейзажі людини (Charków 2013), Реактивність літератури (Kijów 2016), Гібридна топографія (Czerniowce 2018) etc. Ukazywał także eseje w tomie І з дискурсів і дискусій (2008) oraz krytykę literacką w książce РЕвізії пам’яті (2011). W Polsce została opublikowana książka Ukraińskie rozstaje (Białystok 2015, seria wydawnicza „Przełomy/Pogranicza”).

[1]Tysiaczolitt`a: Poetycznyj perek ład Ukrajiny-Rusi (Тисячоліття: Поетичний переклад України-Руси. Антологія), Wyd. „Dnipro”, Kijów 1995, s. 5-38.

[2]Wasyl Stus, Zymowiderewa (Зимові дерева), Wyd. „Literatura i Mystectwo”, Bruksela 1970, s. 9-10.

[3]Cząstki pomarańczy: nowa poezja ukraińska. Wybór i opracowania Anety Kamińskiej, Wyd. MCK, Warszawa – Kraków 2011.

[4]Zob.: Z ducha Orfeusza. Studia o polskiej poezji lat 2010-2016, pod red. Wojciecha Kassa i Jarosława Ławskiego, Wyd. PRYMAT, Białystok 2018, s. 14.

[5]Czesław Miłosz, Wypisy z ksiąg użytecznych, Wyd. Znak, Kraków 1994, s. 317.

[6]P. Czapliński ,Efekt bierności. Literatura w oczach normalnych, Wyd. Literackie, Kraków 2004, s. 16.